Osaczyły nas nagle wydarzenia ukazujące jakby linie pisma, które trudno na razie odczytać, ale trzeba to uczynić, bo są to znaki czasu.

Katedra Notre-Dame

Byłem w niej w 2006 r., z księdzem i grupą młodych ludzi, w Paryżu skończyliśmy nasz 1000-km rowerowy rajd. Na placu przed świątynią zebrał się cały świat, pamiętam jak zewsząd rozbrzmiewały języki przybyszy z całego globu. Korzystali z tego przemyślni handlarze, zapamiętałem pewnego Murzyna, który krążył pośród ludzi z dewocjonaliami – a głównym instrumentem jego orientacji były wtedy... uszy; kiedy tylko usłyszał polską mowę, zaraz przerzucił się z angielskiego na polski, wziął w palce różańce i zaczął mamrotać: „ruszańce, ruszańce, ruszańce”... Nasz lider, ksiądz, śmiał się nie mogąc powstrzymać, nigdy nie widziałem go tak rozbawionego – Murzyn w zależności od grupki pielgrzymów miał zawsze adekwatny język na podorędziu.

Niestety, powód, dla którego piszę ten tekst jest smutny, bo jest to pożar katedry. Już wtedy instynktownie odczuwało się istnienie... podpałki, zwracała uwagę ta dziwnie wielka otwartość świątyni na zwiedzanie, dominacja turystyki nad kultem, a wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że katedra jest własnością państwa, choć w użytkowaniu Kościoła. Nie wiedzieliśmy, że jej stan techniczny jest zły, że państwo pobiera 90% z opłat za wejście, zwraca na remonty za mało. Najbardziej zapamiętałem z nawiedzenia tej świątyni chwilę, gdy zorientowałem się, że w czasie mojej modlitwy na klęczkach przy bocznej kaplicy śledzą mnie dziesiątki oczu, że stałem się nagle jakby wyposażeniem katedry, posążkiem, bo dla np. Japończyków była ta modlitwa gestem i czynem egzotycznym.

Odczułem zarazem, patrząc na witraże i symbole świątyni, że już w Polsce przygotowano mnie do ich odbioru (choć zgłębianie symboliki średniowiecza mogłoby zabrać całe lata), że już w Polsce wszedłem w pewną ciągłość i trwający do dziś świat jednej chrześcijańskiej Europy, którą tak chcą zapomnieć elity unijne czy choćby francuskie. Mam dziś wrażenie, że przy majętności Francji zbyt szczupłe finansowanie katedry i to zaniedbanie skutkujące pożarem w jakimś sensie jest pochodną braku miłości do świątyni, wiary i Kościoła. Ten kraj pogubił się idąc za ideą radosnego, rzekomo będącego aktem wyzwolenia, wyzbywania się tożsamości i stracił „czucie”, którego jednym z receptorów jest prosta MIŁOŚĆ do jakby tylko świątyni. Iluż to zakrystianów czy księży albo sprzątających kościoły lub coniedzielnych wiernych niby koncentruje uwagę serca tylko na „obiekcie”, a w gruncie rzeczy ich relacja z „rzeczą” wypływa z miłości głębszej, tej sięgającej Źródła.

A miłość tę przypomnieli nagle młodzi ludzie modlący się spontanicznie na wypranych z symboliki religijnej ulicach Paryża, tam, gdzie państwo w imieniu ateistycznej rewolucji do dziś strzeże zakazu wiary.

Sri Lanka

   W samą wielkanocną niedzielę do kilku kościołów (też do hoteli) weszli terroryści z plecakami wypełnionymi materiałami wybuchowymi – zabili ok.350 chrześcijan, głównie katolików. Dramat i zagadka, bo długo media nie znajdowały powodów zamachu. Okazało się, że to była odpowiedź „państwa islamskiego” na antymuzułmański zamach na Nowej Zelandii. Motywacja iście diabelska, zresztą nawet w warstwie logicznej wydumana, bo zamachowiec z Nowej Zelandii nie działał w imieniu jakiejś organizacji, tym bardziej Kościoła i nie mógł skończyć gdzie indziej niż w dożywotnim więzieniu.

Media ułatwiają identyfikowanie się z rodzinami ofiar – patrzenie w oczy ojca mówiącego jak dotarł do zabitych już żony i dziecka to było jakby przejmowanie pożaru na siebie. Globalizacja i działalność mediów sprawiają, że cierpimy z innymi. Cierpienie z powodu pożaru katedry we Francji i całopalenia ofiar wybuchu to specyficzne doświadczenie XXI wieku.

Kościół na Siemiradzkiego

W Wielki Piątek i w czasie liturgii paschalnej usłyszałem emocje i pewnego rodzaju mistrzostwo, przy czytaniach, przy śpiewach psalmów. Pani, której nazwiska jeszcze nie znam, odczytała doskonale, tak jakbym widział w marzeniach, mój ulubiony i kluczowy fragment Pisma, proroctwo Izajasza o cierpiącym Słudze Pańskim. Pan Sylwester zaśpiewał psalm w sposób dla mnie trudny, życzyłbym sobie opanowania takiej melodii. Inni idealnie uderzali w akcenty logiczne, dobrze śpiewali, (momentami artystycznie) – to było przygotowane i przeżyte. Bez tego pożaru emocji, bez tego ognia... emocje po pożarze katedry i śmierci naszych braci i sióstr w Sri Lance nie byłyby duchowo owocne.

Marek (24 i 26 IV 19)

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.