Druga msza św. odbyła się pod koniec kolejnego dnia pielgrzymowania, po dojechaniu do austriackiego miasteczku Seefeld w Tyrolu. Tutaj przywitała nas urocza, przytulna świątynia, z koszami i wazonami uplecionymi z kłączy winnej latorośli, z pięknymi bukietami kwiatów. Całkowicie nas zaskoczyło bicie kościelnych dzwonów obwieszczających miastu, że wewnątrz świątyni dokonuje się właśnie przemienienie chleba i wody w ciało i krew Chrystusa. Dopiero po mszy św. dowiedzieliśmy się, że było to za przyczyną opiekuna świątyni. Po Eucharystii odbyło się wzruszające spotkanie z Polkami, Marią i jej mamą Haliną, która w latach 90-tych wyjechała ze Zbąszynka w Polsce do Bośni. Wojna na Bałkanach wypędziła je właśnie do Seefeld, gdzie do dziś pracują dla lokalnej społeczności katolickiej. Nocleg na zakończenie tego dnia był w oddalonym o ok. 50 km od Seefeld miasteczku Wiesenhoff. Zachwycił nas przejazd Alpami Tyrolskimi, przy zachodzącym słońcu oświetlającym góry. Do serca i głowy przychodziły mi refleksje: jaki piękny świat stworzył nam Pan Bóg do zamieszkania!
Kolejnego dnia po drodze trafiliśmy do Sieny, gdzie odbyła się msza św. w bazylice Catheriniana San Domenico, w kaplicy przy relikwiach (głowa) św. Katarzyny za ołtarzem, wyeksponowanymi również od strony nawy głównej. Tu przeżyłem dodatkowe emocje, gdyż miałem pierwsze czytanie podczas tej mszy. Zresztą każdego pielgrzymkowego dnia podczas mszy św. czytanie miała inna osoba z naszego grona. Dbał o to Adaś, natomiast Kasia i Beata były odpowiedzialne za wyznaczenie osób do śpiewania psalmów i generalnie za śpiewy podczas mszy. Dzięki temu wszyscy mieli swój udział w pielgrzymowaniu oprócz samego uczestnictwa i poczuwali się do odpowiedzialności za całość. Wszelkie pojawiające się wątpliwości dotyczące faktów historycznych rozwiewał nam Waldek, który chętnie dzielił się swoją wiedzą. Dopełnieniem naszego pobytu w Sienie było zwiedzanie domu św. Katarzyny, spacer uliczkami i rzut oka na słynny plac Piaza del Campo.
Nocleg tego dnia mieliśmy już we Włoszech, a następnego dnia po wizycie w urokliwym Bagnoregio i Castel Gandolfo dojechaliśmy do Rzymu. Mszę św. odprawiono w kościele Santa Maria delle Piante czyli Domine Quo Vadis. Wg tradycji to w tym miejscu św. Piotr uciekając z Rzymu przed niebezpieczeństwem miał spotkać Chrystusa, a zapytawszy go „Dokąd idziesz, Panie” otrzymał odpowiedź „Idę do Rzymu, aby ponownie dać się ukrzyżować”. Po tych słowach św. Piotr wrócił do miasta i wkrótce poniósł śmierć męczeńską. Nasza pielgrzymka zbiegła się w czasie z odejściem do Domu Pana papieża Franciszka kilka tygodni wcześniej i oczekiwaniem na wybór następnego papieża, stąd wnętrze tego kościoła i jego nazwa szczególnie sprzyjały modlitwie o dobry wybór następcy św. Piotra. Wewnątrz 2 duże obrazy, jeden z wizerunkiem św. Piotra zadającego pytanie i drugi z wizerunkiem Jezusa, odpowiadającego na nie. Polski akcent na postumencie między obrazami to popiersie pisarza Henryka Sienkiewicza z napisem, że jest autorem nagrodzonej Noblem powieści „Quo Vadis”. W czasie mszy modliliśmy się m.in. w intencji Madzi i Waldka, którzy tego dnia obchodzili 8 rocznicę ślubu. Dla nas wszystkich była to okazja do świętowania wraz z nimi.
Po mszy św. przemieściliśmy się do oddalonego o ok. kilka km. miejsca noclegu u sióstr Benedyktynek od Miłości przy Via di Torre Argentina niedaleko Panteonu, w ścisłym centrum Rzymu. Wykorzystaliśmy w tym celu wynajęte taksówki do przewiezienia bagażów i słabszych fizyczne pielgrzymów, bo autokar nie mógł wjechać do tej strefy miasta. Już sam ten fakt i zbliżająca się burza z ulewą były pewnym stresem, a w domu sióstr czekały nas okoliczności, które stały się prawdziwą próbą wytrzymałości i odpowiedzialności grupy. Prawdopodobnie z powodu burzy i przepięcia w sieci zanikł prąd, więc wnętrze budynku pogrążone było w pogłębiającym się coraz bardziej mroku. Przygotowano nam pokoje na trzech piętrach, do których docieraliśmy przez labirynty rozdwajających się w pewnych miejscach korytarzy. Schody między piętrami czasami nagle się kończyły i trzeba było szukać innych na wyższą kondygnację. Rozmieszczenie pokojów i ich oznakowanie niejednoznaczne i dość chaotyczne wprowadzało dezorientację. Poza tym spowalniało nas ograniczone korzystanie z windy. Przywitały nas ciemnoskóre siostry z Madagaskaru – bardzo miłe i rozchichrane – ale nie można się było z nimi porozumieć, bo mówiły tylko po włosku i francusku. Dość długo trwało rozlokowywanie osób w pokojach, poszły w ruch latarki w telefonach komórkowych i świeczki dostarczane sukcesywnie przez krążące wokół i wyłaniające się z ciemności jak zjawy nie wiadomo skąd siostry zakonne. Ksiądz Ignacy dwoił się i troił koordynując akcję, która finalnie zakończyła się sukcesem i każdy usiadł wreszcie na swoim łóżku. Później wszyscy wspominali to zdarzenie żartobliwie i z poczuciem humoru, ale dla mnie było ono prawdziwym potwierdzeniem, że jesteśmy wspólnotą ludzi odpowiedzialnych, poskramiających swoje emocje i egoizmy, stawiających na pierwszym planie Boga i wiarę w Jego opiekę, poszukujących Go i znajdujących na każdym etapie pielgrzymki zarówno tym łatwiejszym, jak i nieco trudniejszym.
Rankiem następnego dnia, po przeżyciach minionego wieczoru, mogliśmy za dnia spokojnie zapoznać się z zawiłą topografią naszego miejsca noclegu, tym bardziej, że mieliśmy tu spędzić tu 3 noce. Ks. Ignacy dla uspokojenia naszych rozdygotanych serc serwował w jadalni kawę prosto ze swojego ekspresu, który zabrał ze Świnoujścia, a my dzielnie pomagaliśmy mu go przenosić. Był to rytuał każdego poranka 10 dni naszego pielgrzymowania, kiedy każdy pragnący rozpocząć dzień od kawy takiej-siakiej lub owakiej, mógł dotrzeć do pokoju księdza wiedziony unoszącym się po korytarzach zapachem.
Po śniadaniu zaserwowanym przez siostry zakonne, udaliśmy się na spokojny spacer i zwiedzanie od rana miasta, m.in. kościoła pw. św. Bartłomieja na wyspie Tiberina ze znajdującym się w jego wnętrzu Memoriałem Nowych Świętych Męczenników XX i XXI wieku, związanych z różnymi kościołami chrześcijańskimi, nie tylko katolickim. Spotkaliśmy się z kustoszem muzeum Maxymilianem, doskonale mówiącym po polsku. Jest on osobą świecką, posiada rodzinę. Z zaangażowaniem i bardzo ciekawie opowiadał nam o prowadzonym przez siebie dziele, którego powstanie zainicjował Jan Paweł II. Maxymilian oprowadził nas po 6 salach, w każdej z nich ukazano inne totalitaryzmy, ogarniające na przestrzeni dwóch ostatnich wieków różne kontynenty i zwalczające czasami aż do uśmiercenia sprzeciwiających się im w imię zasad wiary i ewangelii Chrystusa jego wyznawców.
Krzysztof
nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Czytaj więcej: Pielgrzymi szlak (oczami i sercem Krzysztofa) cz. 2.
© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.