Obyśmy nie stali się orłami z chowu klatkowego...

        Czytam w artykule poniżej, pt. ”Czas spotkań” (gdzie prosi się o szczere zgłaszanie uwag do księdza na kolędzie), że niektórzy nie lubią, gdy się prosi wiernych o przeczytanie lekcji na mszy św., czy o zebranie tacy...

        Ostatnio, w tym świątecznym okresie byłem w kilku kościołach w naszym regionie. Jedno zwróciło moją uwagę – obok pięknych szopek bożonarodzeniowych liturgia taka sama jak co dzień, nawet niekiedy jakby „wysuszona”, pozbawiona zachwytu i entuzjazmu. A może by tak uroczyste wniesienie lekcjonarza, a może by tak procesja na wejście? A może by tak właśnie taka reforma, że zaprosi się z ławek nieczynnych żołnierzy Pana? Obawiam się, że starsze pokolenie kojarzy aktywność w kościele z aktywizmem z okresu PRL, pełnym pozorów, płytkości i nie odnosi udziału w liturgii do wskazówek Soboru Watykańskiego II, gdzie dostrzeżono jakby na nowo rolę ludzi świeckich w Kościele. Jeśli czyta lekcję np. mechanik lub celniczka (pozdrawiam M.!), to nie jest to ornament, jakaś reakcja na „Teraz, towarzysze, zabierze głos towarzysz... ”(a w czaszce jak echo: „Niech żyje, niech żyje!- Gie-rek, Gie-rek!”). To jest prawdziwe wejście w głąb Tajemnicy, to jest współudział z samym Chrystusem w kolejnej Ostatniej Wieczerzy. Kiedyś ksiądz Pawlukiewicz skrytykował umieszczanie zegarów wewnątrz świątyń, bo przeczą byciu poza czasem, dokonującemu się w liturgii. Mam wrażenie, że ci którzy nie rozumieją udziału nas, wiernych w mszy św., liczą wieczny czas liturgii i jej wagę w jednostkach tego świata, może tylko w minutach i w kilogramach ministranta/księdza na metr kwadratowy.

        W jeszcze innym kościele w kolejnej parafii, w samo Boże Narodzenie, siedziałem akurat blisko pewnego młodego małżeństwa z dwojgiem dzieci; chłopczyk, kilkuletni, był trochę niesforny, wiercił się, siedząc bokiem do ołtarza w ławce i... uważnie na coś patrzył. Nieustannie się poruszał, mówił coś do siebie, nie słyszał słów księdza, może zresztą niewiele by zrozumiał – ale jego oczy... wyraźnie coś CZYTAŁY. Skierowałem wzrok tam, gdzie patrzył... były to obrazy Drogi Krzyżowej.

        Przypomniałem sobie siebie w jego wieku – czyniłem to samo. Z lekka modernistyczne, powściągliwe, niespecjalnie piękne obrazy ówczesnej Drogi w kościele Chrystusa Króla w Świnoujściu stały się – a raczej wydarzenie Pasji – częścią mojej wyobraźni i świata mojej duszy.

        Dzień później byłem świadkiem harmideru, ale dochodził on z nawy bocznej, gdzie zbudowano szopkę, tam co jakiś czas dziecko zastygało niczym rzeźba, jak gdyby chcąc naśladować te, na które patrzyło i... kontemplowało, przejęte, zatopione po samą duszę w scenie przy żłóbku.

        Te dzieci były najpiękniejszymi, mistycznymi ministrantami na tych liturgiach. Czym one się różniły np. od Teresy Sołtysiak, która (nie zawsze wcześniej lubiłem czytanie w wykonaniu kobiet) wypowiada tekst lekcji na mszy św. MISTYCZNIE, czuje się jej głębokie wejście w Słowo Biblii i... mieszkanie... pośród tych Słów. Czym się różni Sylwester Sowała (odkurzacz milczenia, wciąga dźwięki) od zastygłych w kontemplacji dzieci przed stajenką, gdy wnosi sobą ciszę i skupienie do zakrystii przed wyjściem do prezbiterium?

Zebranie tacy, zgłoszenie się do czytania nie jest do zbawienia koniecznie potrzebne (rozumiem, że niektórzy mają niepokonywalną tremę). Jednak obawiam się, że jeśli ktoś z nas się tych posług nie podejmie, by wykonywać te proste czynności kontemplatywnie, w obecności Pana, jeśli nie podejmie ich co czwarty, co dziesiąty – skarlejemy, siedząc w ławkach w świątyni, oczekując wynajętej ekipy, która zapewni nam godziwe przedstawienie teatralne, na miarę jaja z chowu klatkowego, które wysiadujemy na wygrzanej ławie.

My, orły.

Marek Parafialny (I 15)

Dodam, że nie krytykuję osób, które niekiedy głęboko przeżywają tajemnice w liturgii, ale nie potrafią np. czytać publicznie; sam lubię co jakiś czas wtulić się w oddalenie, zamienić się w ucho, nic nie robić (zwłaszcza, że niejako zawodowo muszę być aktywny), bo czasem bezruch sprawia, że Palec z Nieba dotknie delikatnie struny najcieńszej. Moje uwagi skierowane są w pewnym sensie do zbiorowości, choć także do tych indywidualnie, którzy błędnie uważają, że bierność w świątyni jest jakimś kanonem postępowania i nie widzą, że sami są powołani.

 

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.