W dniu 14 października 2020 r. odprawiona została msza św. pogrzebowa za śp. Jerzego Czaję, a 16-go złożyliśmy Jego doczesne szczątki w grobie na naszym cmentarzu. Przez kilkanaście lat był kościelnym w naszym kościele. Pan Jurek został zatrudniony przez ówczesnego proboszcza księdza Dariusza Kiljana i był to zapewne jeden z powodów dla których ksiądz Darek uczestniczył we mszy świętej i wygłosił bardzo osobiste pożegnanie.

Wszyscy, którzy Go znaliśmy winniśmy mu pamięć. Dlatego zamieszczamy w „Gazetce” zapis rozmowy jaką Lidia przeprowadziła z Panem Jurkiem przed kilkoma laty. Oto i tekst:

…Chcemy pokazywać w „Gazetce” sylwetki naszych parafian. Kościół stanowią przecież ludzie, ich historie i doświadczenia. […] Tym razem mój wybór padł na kościelnego. Jest nim od przeszło 10 lat pan Jurek Czaja. Zgodził się na rozmowę, która odbywa się w moim domu przy kawie i szarlotce. Nasza rozmowa biegnie dwoma nurtami. Pierwszy – zasadniczy to opowiadanie o pracy i życiu „tu i teraz”, drugi – wspomnieniowy, zahacza o przeszłość, szkołę morską w której Jurek był uczniem, ja nauczycielką. Oba nurty przenikają się wzajemnie, a ja muszę czuwać nad zachowaniem właściwych proporcji.

             Jak to się stało, że zostałeś kościelnym?

Zostałem nim właściwie przez przypadek. Wspólnota Neokatechumenalna, do której należę, została przeniesiona z kościoła Chrystusa Króla do naszej parafii. W tym czasie zmarła pani Helena, dotychczasowa kościelna. Ksiądz Darek zaproponował mi tę pracę.

             Jak przyjąłeś tę propozycję?

Ucieszyłem się, poznałem obowiązki i rozpocząłem pracę. Z początku wydawała mi się trochę monotonna, potem polubiłem ją.

             Co należy do Twoich obowiązków?

   Zacznijmy od tego, że codziennie otwieram i zamykam kościół. W te dni kiedy jest poranna msza wstaję o godzinie 4-tej rano. Często przyjeżdżam taksówką, żeby się nie spóźnić. Przygotowuję wszystko do mszy. Za poprzedniego proboszcza służyłem także przy ołtarzu podczas mszy. Obecny proboszcz rozdzielił funkcje kościelnego i ministranta. Trochę mi tego żal. Dbam też o teren przy kościele.

             Co Cię w tej pracy cieszy a co jest  trudnością?

Cieszy mnie to, że jestem blisko Boga, robię coś ważnego dla Niego. Poznaję Słowo Boże. Zauważyłem, że kiedy w niedzielę słyszę kilka razy te same czytania, to za każdym razem coś innego do mnie przemawia. Trudne jest wczesne wstawanie, ale z tym można sobie poradzić. Trudne są też wymagania księdza proboszcza. Nie zawsze od razu docierają one do mnie. Kiedyś szybciej myślałem i szybciej się poruszałem. Myślę, że to przez nadwagę tak wolno się poruszam. Muszę trochę schudnąć, ale nie mam czasu na spacery i sport.

             Jak postrzega Twoją pracę rodzina?

Cieszą się, że mam zajęcie, szczególnie mama i siostra. Mama na początku mi pomagała: prała alby i ornaty, prasowała je. Teraz jest chora i nie może już tego robić.

             Czy w swojej pracy miałeś jakieś wpadki?

Znalazłoby się trochę. Zdarzyło mi się nie zamknąć kościoła, zapomniałem schować mikrofon, raz zatrzasnęły się drzwi od zakrystii, byłem w środku i nie mogłem wyjść na zewnątrz. Czasami zdarza mi się przygotować niewłaściwy ornat. Na szczęście nie są to częste wypadki.

             Co robisz w wolnym czasie?

Lubię oglądać mecze, czasami filmy. Lubię się modlić na przykład odmawiam brewiarz. Kiedyś w Połczynie-Zdroju, gdzie pojechałem na rehabilitację położyłem brewiarz na stole. Mój współlokator myślał, że będzie mieszkać w jednym pokoju z księdzem (śmiech Jurka).

             Plany na przyszłość…

Nie planuję wiele. Kiedyś chciałem zostać ceremoniarzem i szafarzem, niestety były przeszkody które mi to uniemożliwiły. Pod koniec listopada jadę do sanatorium na rehabilitację. Nie wiem tylko kto będzie roznosił opłatki, ale myślę, że księża jakoś sobie poradzą.

Z kościelnym Jurkiem Czają rozmawiała Lidia Kropska

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.