Turystyka in saecula saeculorum
Faluje woda Zalewu i jego części, czyli jeziora Wicko, aromat tej ziemi, wód i liści wchodzi przez nozdrza jak Komunia do środka ciał, a na brzegach historia – w Karsiborze kościółek z XV wieku, może wcześniejszy, w Przytorze kościół w miejscu dawnego, ryglowego, w Łunowie wzniesienie, gdzie był kiedyś zamek, na wzgórzach lubińskich wał dawnego grodziska i fundamenty najstarszego na Pomorzu kościoła. Wyobrażamy sobie naszych przodków, Słowian w tych miejscach, faktycznie, tam mieszkali Słowianie, ale czy... nasi przodkowie? Raczej nie, bo potem zostali albo zgermanizowani, albo podlegli wpływom skandynawskim. Nawet ta ciągłość się urywa, przypominanie, że to ziemie piastowskie, że należały do Polski (krótko), to słaba proteza wstawiana nam w świadomość przez komunistów.
Dlaczego więc tak ożywia myśl świadomość, że tu, w Karsiborze przystanął w swojej misji św. Otton z Bambergu, że wcześniej był w Gardźcu (Garz) 3 km od granicy ze Świnoujściem, i w Usedom (25 km), gdzie dokonał chrztu wyspy? Niby w służbie Bolesława Krzywoustego i dla Polski, ale ostatecznie bardziej dla chrześcijaństwa niemieckiego, może nawet skandynawskiego. Pozostały dziwnie oschłe świątynie poprostestanckie. Gdzie tu wspólny mianownik? Może dopiero w Jerozolimie?
Warto więc wejść do turystycznego, a tak naprawdę pielgrzymiego tunelu czasu. Niweluje on w cudowny sposób bezmiar wieków. Tłumaczy wewnętrzne ożywienie na dźwięk słów „Otton”, „biskupstwo w Wolinie, w Kamieniu”. - W tunelu czasu widzę nagle drobną postać księdza...Wiesława Kruczyńskiego – przecież dopiero co był w tym Przytorze...? (wcześniej w parafii Chrystusa Króla). Co ma wspólnego z czasami Ottona? Ma, dlatego że był (i jest) mocno „księżowski”, wierny powołaniu, czytelny w nim. ”Rogal” jego uśmiechu – tak dobrze pamiętany – to łuk przeniesiony z dawnych, pierwszych na tej ziemi portali, jego energia przy odnawianiu kościoła w Karsiborze - równa mocą i czystością energii Ottona. Synowie pewnego możnowładcy pogańskiego ze Szczecina, zafascynowani osobą świętego Ottona, spotykali się z nim bez wiedzy ojca. Czy inny był ksiądz Wiesław, przyciągający ludzi do siebie i do Boga? Przecież rozumiejąc to, ową moc, doświadczywszy jej, czujemy silną łączność z ludźmi dawnych wieków, już jesteśmy w sferze niebieskiej, ponadczasowej, między błękitem fal i niebieskością Nieba. We wnętrzu każdego z kościołów na wyspach jesteśmy turystami ponad czasem, czyli pielgrzymami, owszem, z leżakami w bagażniku samochodu, z komórką akurat zakneblowaną w kieszeni, ale gdy tylko otworzymy usta do Komunii, rozumiemy świętego biskupa, choć nie uczyliśmy się staroniemieckiego czy dawnego języka ówczesnych Słowian, którymi musiał tu operować.
I ja jestem ponadczasowym pielgrzymem dzięki choćby i takiej chrystusowej postaci złamanej kalectwem, jak zmarły kościelny z Karsiboru, do dziś widzę go z jego charakterystycznym garbem, zawsze wspartego rowerem; pamiętam, jak z miłością i żarem opowiadał o świątyni z tej wyspy, jakby nie była filialna, ale równa katedrze. Naprawdę, nawet gdyby poseł z Biłgoraja zrównał z ziemią każdy kościół w Polsce, w pielgrzymkę udałbym się do... oczu Starego Kościelnego z Karsiboru, przez których witraże widziałem Ottonowe piękno zawilgoconej wtedy świątyni.
Marek Parafialny (25 VII 14)