Pewien publicysta, osobowość medialna, dziennikarz z tytułem doktora teologii od pewnego czasu z wielką żarliwością podejmuje temat pedofilii wśród duchownych, w zasadzie jeśli chodzi o częstotliwość pisania o tym zjawisku dorównał znanym ze specyficznego stosunku do Kościoła takim mediom (telewizjom, portalom, pismom) jak Gazeta Wyborcza, Onet, Na Temat, TVN. Jego barwy ochronne zmieszały się z barwami godowymi rui wymienionych mediów, a słowo ruja bardzo jest tu na miejscu, gdyż istnienie tego typu mediów, ich rozwój są warunkowane między innymi podejmowaniem a nawet płodzeniem tematów mających ukazać Kościół jako siedlisko zepsucia i antyewangelii (owe płody, bywa, szybko umierają wobec rewizji sądowej określonych zarzutów). W doskonaleniu wspomnianych barw ochronnych ten publicysta doszedł do swoistego mistrzostwa, nawet dokonał samokrytyki swojej pierwszej książki o homoideologii – wobec TVN-u skrytykował ją.
Owszem, zło w Kościele istnieje, a jeśli jest ono udziałem kapłanów, bezpośrednio godzi w sam Kościół, jest też wyjątkowo skuteczne w niszczeniu gorliwości świeckich, a jednak…
Spójrzmy na wielkich świętych, oni z racji swojego zaangażowania w Kościół, a również wskutek wyjątkowej wrażliwości sumienia zdawali sobie sprawę z grzeszności Owczarni Jezusa. Równocześnie dzięki Duchowi Świętemu i własnemu doświadczeniu wiedzieli o wyjątkowej świętości w Kościele, której poza Nim nie można odnaleźć. Z tego to właśnie powodu nie poprzestali ci święci na krytyce, lecz walczyli o uzdrowienie Kościoła – widzimy to np. u św. Katarzyny z Sieny, a nawet u „zwykłej” naszej, lecz świętej zakonnicy Faustyny Kowalskiej. W jej Dzienniczku znajdziemy mocne akcenty krytyczne dotykające np. sytuacji w jej zakonie, a też znamiennie często pojawia się apel idący od objawiającego się jej Jezusa o modlitwę i pokutę za kapłanów – modlitwa i pokuta zaś to przecież objaw miłości do Kościoła. Ta intencja towarzyszyła też zadziwiającej ofierze Anneliese Michel, młodej Niemki, której objawić się miała (piszę to ostrożnie, Kościół nie zatwierdził jeszcze jako sprawdzonej tej historii) Maryja, prosząca ją o podjęcie cierpienia za grzesznych kapłanów, cierpienie to okazało się opętaniem diabelskim (odsyłam zainteresowanych do filmu TVP o A. Michel, którego autorem jest znany ksiądz A. Trojanowski, link: https://www.youtube.com/watch?v=AN3HvPLVruw).
O świętości Kościoła nie można zapominać. Wprawdzie jednostronne o niej pamiętanie bez krytycyzmu może doprowadzić do Jego niszczenia, jednak równie niezbędna co krytycyzm jest wdzięczność za dobro i świętość Owczarni Bożej i znajomość dowodów na nią.
W sferze medialnej mam wrażenie, że doszło do swoistej tresury umysłów, zaraz za słowem „ksiądz” idzie skojarzenie „pedofil”. Nawet w szkole na lekcjach miałem sytuację o tym świadczącą. Przeprowadziłem konkurs w klasie, gdy uczniowie mieli odgadnąć sekretne hasło, prowadzeni przez ucznia znającego je, który nie mógł używać zastrzeżonych, zbyt oczywistych słów prowadzących do poszukiwanego słowa. Do hasła „ksiądz” uczeń doprowadził kolegów jakby pytając: „pedofil…?” Zaraz ktoś wykrzyknął: KSIĄDZ!
Ta zbiorowa stygmatyzacja, to krzyżowanie wszystkich księży mimo że liczba wypadków pedofilii z udziałem księży to są promile ogólnej ich liczby (w ciągu 30 lat 8 promili duchownych miało takie sprawy sądowe, z tego 2 promile księży uniewinniono) domaga się opisywania tego, co święte i dobre w Kościele, czyli wśród nas.
Przystępuję więc do Zapominanej Litanii tego, co dobre i święte w Kościele:
LITANIA
– Pamiętam z roku ok. 2005 widok niezwykły, otóż na targu w Pilźnie (powiat Dębica) handlowała roślinami w doniczkach… zakonnica, która przyjechała w to miejsce archiwalnym Wartburgiem. Podszedłem do niej, zapytałem, co zmusza zakony do handlu. Przyjechała z pobliskiej wsi, gdzie siostry opiekowały się ok. 10 starszymi i chorymi ludźmi – okazało się, że gmina nie przydzieliła im dotacji do tej opieki. Trzeba było zarobić.
– Pamiętam drogę krzyżową w naszym kościele, którą płynnie, bez kartki, wypowiedział ks. Ignacy, a odznaczała się ona rzadko spotykaną głębią, a też pięknem stylu.
– Pamiętam zdanie od ks. Janusza po śmierci mojej Mamy; on pewnie go nie pamięta, a dało ono mi wtedy ważne wsparcie, wręcz kolejny oddech – było jak masaż serca, które pełniąc funkcję mięśnia wie, co ma „robić”, ale potrzebuje czasem małego impulsu. Na pewno ksiądz tego nie pamięta, ale jest tak dlatego, że tym, czym duchowni pocieszają, oni na co dzień żyją, a kto pamięta o każdym swoim oddechu? Potem taki oddech zaniosłem komuś znajomemu dotkniętemu śmiercią jego matki.
– Pamiętam rok 1986-7, gdy przyjeżdżałem do Świnoujścia z miejsca moich studiów, Poznania, zbuntowanego Poznania, gdzie byłem sygnatariuszem aktu założenia katolickiego związku studenckiego Młoda Polska, po latach zresztą znalazłem sygnatury dokumentów inwigilacji naszego związku przez SB. Wydawało się, że tylko wielkie miasta stać na opór przeciw komunistom, a już na pewno nie mocno garnizonowe i pezetpeerowskie Świnoujście. Gdy jednak przyszedłem wówczas na Mszę św. do kościoła Chrystusa Króla, usłyszałem następujące słowa kazania: „...bo komunizm to jest największe zło, które niszczy, trzeba się go wystrzegać, trzeba się temu opierać!” Tak mówił ksiądz J. Anczarski, legendarny już dziś kapłan, który w 1945 r. przybył na tzw. Ziemie Odzyskane ze Wschodu, a po okresie pracy w Kurii Gorzowskiej podjął pracę w Trzebiatowie, potem w Świnoujściu. Osłupiałem, słysząc taki ton, z respektem spojrzałem na dobrze znanego mi księdza, który tak mówiąc po prostu ryzykował zemstę ze strony funkcjonariuszy, do których nawet poczynił aluzję, mówiąc o „panach pod głośnikami”(=nagrywających).
Ta litania nie może mieć końca, ciąg dalszy nastąpi.
Marek (7 I i 14 II 2022)