A może nie warto czekać na koniec świata, o którym spekuluje się w internecie ze spadającymi gwiazdami z nieba, z trzęsieniem ziemi, z kataklizmem, z wojną… Pan Jezus używał języka metafor, żeby przeżycia każdego z nas były tożsame z Jego opowieściami. A może już przeżyliśmy osobiste trzęsienie ziemi, np. choroba i śmierć bliskiej nam osoby, wojnę-kłótnię z kimś bliskim, która trawi i niepokoi nasze serce, może spadły nam na głowę potężne problemy jak spadające gwiazdy z nieba. Czujemy się wtedy tacy bezradni, często smutni, trawieni lękiem lub nawet rozpaczą. Świat i to, co materialne przestaje mieć znaczenie. Wchodzimy w nową przestrzeń, tylko duchową, zatrzymujemy się w naszym sercu, które ktoś zranił, ktoś opuścił i nie możemy się otrząsnąć. Bogu dzięki! Bo to dobry moment, żeby właśnie wtedy SPOTKAĆ, ZOBACZYĆ JEZUSA. To może być nasz osobisty koniec świata. Moment, kiedy jesteśmy skupieni i ukryci ze swoim bólem i lękiem w swoim sercu i nie śpieszy się nam z tego naszego serca wyjść na rozrywkową zabawę, na pełne głośnych śmiechów spotkania. Najchętniej pobylibyśmy w ciszy, może przy grobie ukochanej osoby, żeby wypowiedzieć ból tęsknoty za nią, może w kościele na adoracji Jezusa, żeby Mu opowiedzieć o naszym bólu, żeby pobyć przy TYM, który często pozostaje jako TEN JEDYNY rozumiejący nas… Tak bardzo wtedy potrzebujemy Boga i Jego czułej Miłości żeby umieć na nowo żyć. Bo nasz dotychczasowy, bezpieczny świat już przestał istnieć.
Na szczęście jest Ktoś, kto JEST NIEZMIENNY jak skała. Bóg „bardzo lubi” naszą bezradność, kiedy stajemy się jak dzieci zależne we wszystkim od dorosłego, czyli od NIEGO. Bóg „jest szczęśliwy”, gdy jest wzywany na pomoc. Jesteśmy wówczas zaproszeni do NOWEGO życia. NOWE ŻYCIE czyli wypełnione Jego Wszechmocą, a nie moją zaradnością, wypełnione dziękowaniem za wszystko JEMU, a nie zawdzięczanie swojemu sprytowi, swojej sile lub swojej inteligencji. Serce każdego z nas, gdy jest zranione, zmiażdżone, przeszyte ma szansę być bardziej wrażliwe (jeśli nie wybierzemy opcji bycia twardym i niewzruszonym wobec cierpienia). Częściej się wtedy wzruszamy widząc cierpienie drugiej osoby. Kiedy nasze serce jest zranione mamy szansę przylgnąć w głębszym współczuciu do Jezusa myśląc o tym, jak bardzo cierpiało Jego ranione Serce, gdy był lekceważony, wyśmiewany, zostawiany… kto z nas nie doświadczył takiego bólu… Każda rana zadana naszemu sercu ma moc otwierania nas na tęsknotę za Bogiem, który jest Najczulszą Miłością, Najsłodszą Obecnością, Najbardziej rozumiejącym nas Przyjacielem, Najmądrzejszym Ojcem. A długotrwała i intensywna tęsknota za Bogiem ma moc sprowadzić GO ŻYWEGO I PRAWDZIWEGO do naszego życia.
Nasze serca zranione to sprzyjająca przestrzeń spotkania Pana. Jeśli skupimy się na Jego Miłującej Obecności w nas bardziej niż na swoich cierpieniach mamy szansę w ten sposób wejść do życia w Niebie. To w naszej mocy jest nadawanie znaczenia rzeczywistości, myślom, wydarzeniom.
Pan Jezus zapowiedział, że Jego przyjściu do nas będzie towarzyszył Jego sąd. Ten sąd też możemy przeoczyć przez brak uważności i wrażliwości. Jeden z moich znajomych opowiadał, że jakaś osoba źle go oceniła. Spytałam, czy go to dotknęło. Na co on odpowiedział: „Gdybym taką ocenę usłyszał od ważnej dla mnie osoby, żyjącej blisko Boga, która jest dla mnie autorytetem, to miałaby ta ocena dla mnie wielką wartość i przemyślałbym swoje postępowanie i starałbym się nawrócić. Niestety ta osoba nie zna mnie, nie jest moim życiem zainteresowana, więc nie dotknęła mnie ta ocena”. Gdy Jezus wypowie, co o nas sądzi będzie to dla naszego wrażliwego serca bardzo poruszające, gdyż wypowie się jako nasz Autorytet, Przewodnik, jako Ktoś nam bliski. Jeśli usłyszymy, że np. przyjął ofiarę z naszego życia, że widział trud kochania, że był przy nas wtedy, kiedy się tego nie spodziewaliśmy, to wówczas będziemy bardzo, bardzo szczęśliwi. Jak po zdanym trudnym egzaminie.
Jezus nie przychodzi w splendorze, nie krzyczy, nie trąbi: HALO! TO JA JESTEM BOGIEM! Przychodzi bardzo niepozornie, cicho, pokornie, często zakryty dla nas, choć jest tuż przy nas. Obojętne, żyjące w hałasie serce człowieka nie jest w stanie dostrzec JEGO cichości i pokory. Zaradni i ufający swojemu sprytowi ludzie są w stanie wzgardzić JEGO zdawaniem się we wszystkim na wolę Ojca. Niech Bóg da oczom naszego serca jasność spojrzenia w rozpoznawaniu GO (jakie to piękne móc odkryć, że serce ma oczy i są to inne oczy niż te na twarzy). Nasze zranione, poobijane serce ma szansę na wyostrzony wzrok, żeby dostrzec Tego, który nas uleczy, pocieszy, uwolni od zła, otrze każdą łzę, poprowadzi do nawrócenia.
Czytaj więcej: Niedziela Słowa Bożego homilia pp. Franciszka
© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.