Usłyszałem o „czarnym marszu”, który miał się odbyć na Placu Wolności. Nie mogłem zrozumieć, jak można, będąc kobietą, domagać się prawa do zabijania własnego dziecka. Pojechałem tam i ujrzałem chyba 500-osobowe zgromadzenie niemal samych kobiet. Nawiązałem rozmowę z kilkoma osobami z których akurat mężczyzna był najbardziej aktywny. Aktywność ta polegała głównie na obrzuceniu mnie kilkoma siarczystymi przekleństwami i na zachęcie, bym poszedł głosić swoje poglądy do pobliskiego kościoła. Odpowiedziałem: „Proszę pana – ta pani (wskazałem na dyskutantkę) nie zgadza się ze mną, ale nie użyła słów wulgarnych, a mnie zresztą uczono, że nie używa się wulgaryzmów w obecności kobiet”. Nic więcej ten pan już nie powiedział.
Na rogu ulic, obok przechodzącego pochodu spotkałem pewną osobę ze zboru baptystycznego. Jakby szukając wsparcia, choć już skończyłem polemiki, nawiązałem z nią rozmowę. Usłyszałem: „Trzeba dać kobietom antykoncepcję”. Cofnąłem się o krok. Nie spodziewałem się „ataku” z tej strony. Odpowiedziałem: „No dobrze, ale co powiedzieć o charakterystycznym zjawisku, że tam, gdzie jest dostępna antykoncepcja, rozkwita aborcja?” Usłyszałem, że mężczyźni są nieodpowiedzialni, kobiety zaś są zostawiane same sobie. Uświadomiłem sobie wtedy, że wciąż słyszę o wypadkach skrajnych, które mają usprawiedliwić na przykład to, że w znacznej mierze to małżeństwa dostatnie mordują własne dzieci np. z zespołem Downa, by żyć życiem w pełni „wyselekcjonowanym” i wysterylizowanym z… cierpień i ofiary? Nie, raczej z miłości. Jak na debacie aborcyjnej powiedziała pewna matka „muminka” (czyli dziecka z zespołem Downa) i zarazem posłanka: „Takie dziecko to nie krzyż, lecz miłość”. Owszem, kobiety bywają opuszczane i zdradzane (mężczyźni też!), ale wiem, że i Kościół to widzi, bo np. biskupi byli przeciw karaniu kobiet, przewidzianemu w jednym z projektów antyaborcyjnych. Kościół tez niesie rodzicom pomoc poprzez wsparcie Caritasu lub samotnym matkom (np. Domy Samotnych Matek). Również premier zapowiedziała nową formę wsparcia rodziców z dziećmi z wadami rozwojowymi.
Podszedł do nas znany parafianin z parafii Chrystusa Króla. Po chwili też człowiek związany z nasza parafią. Ucieszyłem się. Wsparli mnie w tej rozmowie. Parafianin z parafii Chrystusa Króla ma pięcioro dzieci i nigdy nie stosował antykoncepcji. Zawierzył kiedyś Bogu na 100%, choć przyjeżdżając chyba 30 lat temu do Świnoujścia z rodziną, nie miał nawet mieszkania. Niespodziewanie ktoś chciał się pozbyć swojego – sprzedał mu po niskiej cenie. Drugi zaś rozmówca – związany z naszą parafią – wyjątkowo umiejętnie i klarownie argumentował przeciw „czarnemu marszowi” i idei aborcji. Dopiero następnego dnia, gdy go znów spotkałem, dowiedziałem się, że w swoim „pierwszym”, grzesznym życiu zdecydował się z żoną na aborcję. Dziś jest jakby wielkim pokutnikiem. Więcej zgrzeszył, ale i więcej umiłował, i… pożałował.
W pobliżu szedł „czarny marsz”, idący z Placu Niewoli donikąd, ale tuż obok również inny, niewidzialny, osób „wybielonych we krwi Baranka”. Zrobiło mi się jaśniej w duszy.
Marek (26 X 2016)