To dobitne słowa, które utrwaliły mi się najbardziej z naszych parafialnych Misji Fatimskich. Było w nich dużo o piekle, szatanie, aniołach – infantylne i odlotowe prawda? Tak jak Franciszek i Hiacynta, których piękne wizerunki towarzyszyły nam przez kolejnych 7 dni? Dla mnie nie! Co więcej przeżyłem je w ogromnej prostocie ale jednocześnie realności przekazu. Bo przecież wystarczyło w tym czasie wyjść na ulice naszego miasta – w trakcie „czarnego marszu”, otworzyć telewizję, czy przejrzeć facebookowe zaproszenia czy powiadomienia w internecie o tym „wydarzeniu”. Było mi wtedy bardzo smutno, bo spotkałem tam wiele bliskich mi osób.
Misje fatimskie przeżyłem bardzo realnie – sam nie wiem, czy bardziej w kościele, czy poza nim. Czemu tak łatwo wchodzimy w ciemność ? Czemu zło tak łatwo się w nas panoszy, szczególnie w nas, którym się wydaje, że jesteśmy tak mądrzy i inteligentni? Czy rzeczywiście w prawdzie stawiamy sobie pytania najważniejsze: czym jest nasza osobista wolność? Czym jest ludzkie życie, na które wpływ mamy w taki czy inny sposób? Również my mężczyźni, którzy nie jesteśmy przecież tylko rozpładniaczami gatunku czy kochankami jednej nocy.
Było mi bardzo smutno jak wielu z nas z takimi negatywnymi emocjami oprotestowywało – w tych dniach naszych Misji fatimskich – próbę silniejszej ochrony każdego ludzkiego życia. I pewnie, że nad projektem należy dyskutować, wyjaśniać. Ale faktem jest i widać to było bardzo wyraźnie, że jest niestety bardzo powszechne przyzwolenie dla niszczenia życia. Najpierw nie zastanawiamy się jak realnie pomóc i temu zapobiec, ale koncentrujemy się na „nic nie kosztującym” doradzaniu i namawianiu do aborcji. Tak się składa, że wiem coś na ten temat, bo dobrze pamiętam rozmowy z moją śp. ukochaną Mamą, która w naszych rozmowach o życiu opowiadała mi o „dobrych” i z troskliwością wypowiadanych do Niej radach „zatroskanego” otoczenia. „Życzliwe” otoczenie wzmagało w niej obawy urodzenia kolejnego niepełnosprawnego dziecka (mam starszą, wspaniałą niepełnosprawną siostrę), utraty planów pięknego życia z ciekawą karierą zawodową. Moja Mama nie posłuchała życzliwego otoczenia i ja żyję. Dzięki Niej mam teraz wielu przyjaciół w Stowarzyszeniu Pomocy na Rzecz Upośledzonych, do którego placówek uczęszcza moja siostra. Wspieramy się w nim, przy pomoc wielu wspaniałych ludzi aby przeżywać godne, ciekawe i radosne życie. Wśród moich najlepszych przyjaciół jest Wojtek i Basia z zespołem Downa. Nikt nie potrafi się ucieszyć i pięknie radować tak jak oni. Ich świat jest lepszy. Jestem dumny, że w nim od lat uczestniczę. A heroiczne matki dzieci z naszego Stowarzyszenia (piszę o nich ze szczególnym szacunkiem bo faceci-ojcowie dzieci niepełnosprawnych niestety bardzo często dezerterują jak pojawiają się problemy) mają pomoc dzisiaj niewspółmierną do tej, o której nawet nie mogli marzyć moi Rodzice i wielu innych za czasów komuny.
Chcę wierzyć, że wśród uczestników „czarnego marszu” byli również tacy, którzy albo nie mieli świadomości w czym uczestniczą albo w imię najważniejszej dla nich wartości, jaką jest wolność, tak łatwo wybierają śmierć nie szukając innych rozwiązań. Można dzisiaj przecież urodzić i oddać dziecko innym… Tak wiele w tym zakresie robią różne kościelne organizacje prowadzące Domy Samotnych Matek czy Okna Życia. Czy zadajemy sobie choć trochę trudu aby się dowiedzieć na czym to polega? Zabijanie poczętego życia, nie wyleczy z traumy gwałtu, depresji, strachu przed trudnym życiem z niepełnosprawnym dzieckiem. Koszmary wyrzutów sumienia związane z aborcją nie ustępują aż do końca życia. Tak wiele świadectw jest nam znanych. Co mogę zrobić, nie oglądając się na tak wielu innych, często bardzo blisko, którzy jeszcze dzisiaj myślą inaczej? W całej bezradności, którą czuję pozostaje nasz szczery post i modlitwa – dwa hasła towarzyszące w naszych Misjach przy wizerunkach Franciszka i Hiacynty. No i przede wszystkim ufność w Miłosierdzie Boże, że potrafi uleczyć serca najbardziej zagubionych.
Jezu ufam Tobie!
Adam Szczodry