Od początku kwietnia wszystko do siebie pasuje w jakiś dziwny sposób – skojarzenia, myśli, sytuacje, wszystko ma w sobie motyw okręgu, rezurekcyjnego kolistego ruchu; i na Placu Wolności w krótkim czasie po Rezurekcji wspólnota neokatechumenalna rusza w procesji co do samej istoty rezurekcyjnej, też po okręgu, ale... tanecznej.
Członkowie Neokatechumenatu świnoujskiego (przy naszej parafii) i kamieńskiego postanowili zgodnie z apelem Papieża głosić publicznie swoją wiarę w okresie po Wielkanocy. Poszli na sam Plac Wolności, do samego centrum miasta, które mi przypomina Areopag w Atenach, gdzie św. Paweł wobec, jak dziś powiedzielibyśmy, pluralistycznego społeczeństwa, głosił odważnie tezy nie do przyjęcia dla wielu Greków, zwłaszcza te o zmartwychwstaniu ciała. Kiedy się czyta Dzieje Apostolskie, uderzają powtarzające się usiłowania zabicia Apostołów, agresja, emocje. Tak też było – po trosze – na Placu.
Nieświadomie jakby swoim zachowaniem zacytowali Dzieje dwaj młodzi mężczyźni, zirytowani akcją ewangelizacyjną wspólnoty. Wystarczyło ustawić ambonkę, położyć przed nią dywanik, ustawić obok złocony krzyż i odczytać teksty, by pojawili się dwaj panowie pachnący alkoholem, młodzi, a jeden zwłaszcza umiejący się nawet dość inteligentnie wysłowić. Obaj stanęli naprzeciw ambonki, zamierzając powstrzymać czytanie Pisma, modlitwę. Szybko jednak odstąpili, zeszli na bok, a gdy zbliżyłem się do nich, kiedy rozmawiali z dwoma ewangelizatorami, zrozumiałem, dlaczego tak szybko zrezygnowali z agresji – kojąco zadziałał spokój ludzi z Neokatechumenatu. Włączyłem się do polemiki. Oponent twierdził, że niedaleko mieszka (wskazał dom) i musi znosić hałas, powołał się na Konstytucję. Ja mu więc chętnie zacytowałem paragraf Konstytucji o prawie do wyrażania wiary w przestrzeni publicznej (a ewangelizatorzy odwołali się do pozwoleń od władz i służb). Mężczyźni wobec spokoju i łagodności ludzi z „Neo” szybko odeszli. A ja wtedy spojrzałem na dom wskazany przez pragnącego ciszy pana i spostrzegłem, że wszystkie jego okna były plastikowe, czyli bardzo wyciszające, a megafonik, taki pielgrzymkowy, z którego płynęły śpiewy, ze swoją małą ilością watów uradowałby co najwyżej 2-letniego synka muzyka AC DC z jego dziecięcą gitarką.
A co było najważniejszym, porywającym osoby postronne akordem grupy „Neo” na Placu? Niezwykły, po okręgu, pełen wdzięku, gracji, wynikającej z modlitewności ruchu, taniec, z prostym dość krokiem „przeplatanym” (ruch w przód, potem bokiem prawą nogą, następnie lewą do tyłu, ale nadal posuwający tancerza do przodu – to tylko przybliżony opis tego tańca), czemu towarzyszył śpiew. Widzieliśmy wielki okrąg utworzony z ok. 50 osób, w tym kilkorga małych dzieci, który wciąż obracał się, poruszany tańcem odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Po pół godzinie krąg zwiększył się, do ok. 70 tancerzy (potem już musiałem odjechać, umówiony na spotkanie, myślę, że okrąg zwiększył się). Małe dzieci rodziców z „Neo” rozdawały ulotki i bez żadnych kompleksów, zachwycające niewinnym urokiem, wchodziły do ogródka restauracyjnego, podchodziły do przechodniów.
W drugiej części akcji ewangelizacyjnej do głosu doszła kobieta składająca świadectwo swojego nawrócenia, a może raczej drogi wiary (podobno pochodziła ze Szczecina, a opowiadała m. in. o trudnych relacjach z matką, co potem przezwyciężyła z Jezusem). Poradziłbym tylko, by następnym razem składający świadectwo WYSZEDŁ przed pulpit, bo „zasłona” pulpitu wysyła sygnał do podświadomości odbiorców, że ów mówiący do nich izoluje się, oddziela się od nich (mówiono mi, że brakowało odpowiedniego mikrofonu do wyjścia naprzód).
Po chwili zjawił się kolejny nerwowy mężczyzna wołający: „A co, nie macie kościoła?!” Moim zdaniem Polska się dechrystianizuje i konieczne są nowe metody głoszenia wiary. Nieingerujące w przestrzeń prywatną, jak to czynią tzw. Świadkowie Jehowy (oni zresztą nie głoszą żadnej wiary), ale szukające kontaktu poza świątynią.
Neokatechumenat ma też oponentów w łonie Kościoła. Usłyszałem od kogoś mocno zaangażowanego w życie Kościoła, że trzeba było tego dnia pojechać na Marsz dla Życia w Szczecinie. Moim zdaniem, nie. Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że istnieje wyższość głoszenia Chrystusa nad akcją skoncentrowaną nad konkretnym problemem, nawet tak kluczowym, jak ochrona życia. Ktoś, kto przyjmie Chrystusa, zacznie też bronić życia także w aspekcie in vitro (in vitro to kryptoaborcja), w aspekcie eutanazji, antykoncepcji. W kościołach mamy licznych „katolików-ale” (mówiących: „Jestem katolikiem, ale...nie zgadzam się z Kk w tym i w tym”), którzy do końca nie przyjęli Ewangelii, bo są zwolennikami np. antykoncepcji. Ich trzeba ewangelizować! (Samego siebie też trzeba, ale raczej katechizować; my jak ściany, czy kamień, przyjmujemy złą temperaturę otoczenia, że tak umownie to opiszę).
Marek Parafialny (24 IV 15)
Ps. Podobne akcje mają się ponownie odbyć na Placu także w najbliższe niedziele (do 17 maja), od g.15 – jeśli ktoś ma czas, może zasilić „siły Pana”. Widzę, że Neokatechumenat spotyka się z, rzekłbym, dziwnym oporem, nawet czasem w Kościele.