Pewnego razu, w aktualnie przemijającym nam kwietniu, w niespodziewanym rozbłysku łuny Rezurekcji, wszystko, co niby dalekie od siebie, zaczęło do siebie pasować; niczym odległe od siebie strofy, spięte nagle rymem.
Kilka dni temu wszedłem do naszego kościoła i zobaczyłem księdza, jak przed Mszą przygotowuje wiernych do śpiewu. I wtedy przypomniałem sobie moją wizytę w pewnym ważnym miejscu diecezji może pięć lat temu.
Tym miejscem był gmach Kurii w Szczecinie. Nie pamiętam już, dlaczego wchodziłem schodami na piętro, z tego wysokiego parteru, gdzie była wtedy księgarenka i urzędował nasz ukochany pierwszy wikary parafii, ks. Marek (dziś kurialny specjalista od zabytków).
I wtedy Go zobaczyłem. Księdza sprzed lat, gdy byłem dzieckiem i wielu spraw przy ołtarzu nie rozumiałem; w domu nie było wtedy nawet chyba Biblii, wisiał tylko jeden krzyż i na półce stała jedyna u nas wtedy książka religijna (oprócz modlitewników). Jednak już wtedy, w czasach dzieciństwa zapisał się istotny sygnał, że dla pasterza parafii to, czym się zajmuje, jest bardzo ważne – bo on, teraz stojący tu, w Kurii, już jako człowiek w podeszłym wieku, on, wtedy w epoce późnogierkowego PRL, potrafił ukochać liturgię i ofiarować swój czas (który mógłby spędzić odpoczywając) – na przygotowywanie śpiewu z wiernymi. Nie musiał dużo mówić, on pokazywał, że kochał to, czym służył oraz że to jest... bardzo ważne. A niestety, co jakiś czas widać w świątyniach deficyt, uwaga, CELEBROWANIA liturgii, bo „od-prawiać” ją (od siebie) zawsze łatwo można.
Ksiądz Szwajkosz z dawnej parafii Chrystusa Króla w Świnoujściu, bo on to był - stał na półpiętrze, na zakręcie, przy poręczy, na schodach – idąc więc w górę, zamieniony w nagłe – jak to napisano w lekcjonarzu Triduum: medytacyjne milczenie, odstąpiłem nieco od skraju schodów przy poręczy i wykonałem uroczysty, namaszczony zakręt, okrążając i obserwując gromnicznymi oczami duchownego, który w ogóle mnie nie pamiętał, nie znał, ale zapisał się trwale w moim DNA wiary.
Obszedłem wówczas Księdza, a okadziłem dziś tym tekstem. Bo chyba każdy ma ludzi-kościoły w swojej pamięci i sercu.
Marek Parafialny (19 IV 2015)