– mawiał św. Jan Maria Vianney w czasie kazań, wskazując na tabernakulum. Żył na przełomie XVIII i XIX wieku, dorastał w czasach rewolucji francuskiej, w prostej rodzinie. Z uwagi na trudne czasy Pierwszą Komunię Świętą przyjął potajemnie. Pisać nauczył się dopiero mając 17 lat. Do seminarium przyjęty został jako 25-latek. Podobno na pytanie mamy o powód wstąpienia do seminarium odpowiedział, że chce pozyskać dusze dla dobrego Boga.
Pomimo problemów z nauką i kiepskiego zdrowia został kapłanem, a po trzech latach proboszczem w parafii w małej wiosce Ars. Mieszkało tam mniej niż 300 osób, ludzi biednych i niereligijnych, o których złośliwie mawiano, że „tylko chrzest różni ich od bydląt”. Na niedzielną mszę przychodziło zaledwie kilka osób. Jednak pomimo trudnych początków parafianie zaczęli ufać księdzu, który pościł i spał na gołych deskach. Tak jak oni – nie miał nic. Aby przybliżyć ludzi do Boga modlił się za nich i umartwiał. Czuł, że jest za nich odpowiedzialny, że jego duszpasterską powinnością jest poświęcenie siebie samego dla zbawienia innych. Uważał, że „Dobry pasterz, pasterz według Bożego serca, jest największym skarbem jaki dobry Bóg może dać parafii i jednym z najcenniejszych darów Bożego miłosierdzia”
Był przekonany, że „wszystkie dobre dzieła razem wzięte nie dorównują ofierze mszy św., gdyż są to dzieła ludzi, podczas gdy msza św. jest dziełem Boga”. W jego nauczaniu stale powracały podstawowe prawdy: o grzechu i jego skutkach, o pokucie i odzyskaniu łaski uświęcającej, o Eucharystii i modlitwie. Kazania były krótkie i proste.
Jan Maria Vianney stanowił wzór silnej woli, wytrwałości i autentycznej, prostej wiary, która przyciągała ludzi. Dlatego liczba osób chodzących do kościoła i przystępujących do sakramentów stopniowo zaczęła rosnąć. Dał się poznać jako niezwykły spowiednik. Miał dar czytania w ludzkich sumieniach i sercach, a także przewidywania przyszłości. Nic dziwnego, że przybywało penitentów nawet z całej Francji. Płakał nad grzechami ludzi, starał się budzić w nich pragnienie skruchy. Tłumaczył, jak piękne jest Boże przebaczenie. Spędzał w konfesjonale od 13 do 17 godzin dziennie. Podobno w ciągu czterdziestu lat pełnienia funkcji proboszcza wysłuchał około miliona spowiedzi. Nawracał ludzi – a to nie podobało się siłom nieczystym. Przez 35 lat był nękany przez demony. Pewnego razu szatan wykrzyczał do niego ustami opętanej kobiety: „Gdyby takich trzech było na ziemi, moje królestwo byłoby zniszczone. Ty zabrałeś mi więcej niż 80 tysięcy dusz”.
Wyniszczony ascezą i chorobami Jan Maria Vianney zmarł 4 sierpnia 1859 r. po 41 latach pobytu w Ars. Został beatyfikowany w 1905 r. przez św. Piusa X. Natomiast Pius XI kanonizował go w 1925 r., a cztery lata później ogłosił św. Jana Marię patronem wszystkich proboszczów Kościoła katolickiego.
Pomimo kiepskiego wykształcenia i problemów z łaciną, ten nietuzinkowy kapłan stanowi doskonały wzór do naśladowania dla duchownych na przestrzeni lat. Wspomniano o nim w „Warszawskich Wiadomościach Archidiecezjalnych” z 1935 r.:
„Chrystus Pan (…) dla rozszerzenia ewangelii wybrał ludzi prostych, bez nauki, rybaków, a ci zdołali cały świat nawrócić, a św. Jan Vianney wzór wszystkich kapłanów zajmujących się duszpasterstwem, ogólnie jest znany ze skromnego zasobu nauki, jakim rozporządzał. (…) Jego przygotowanie naukowe pozostawiało wiele do życzenia w niejednym względzie. Jest wzruszającem jednak, gdy się w jego biografjach czyta o licznych wysiłkach zmierzających do uzupełnienia braków naukowych oraz o szacunku, z jakim odnosił się do przedstawicieli nauki. Dlatego Bóg obdarzył go taką znajomością zagadnień religijnych, że rozstrzygał je niekiedy prawie temiż terminami, co św. Augustyn lub św. Tomasz z Akwinu.”
Można być prostym, słabo wykształconym człowiekiem, a jednocześnie powołanym do świętości. W jego osobie uwidaczniają się najważniejsze cechy kapłaństwa. Nie bez powodu Benedykt XVI ogłosił go patronem Roku Kapłańskiego 2010. W liście do kapłanów napisał: „Drodzy bracia w kapłaństwie, prośmy Pana Jezusa o łaskę nauczenia się metody duszpasterskiej świętego Jana Marii Vianeya! Przede wszystkim powinniśmy się nauczyć jego całkowitej identyfikacji ze swą posługą”.
4 sierpnia obchodziliśmy wspomnienie św. Jana Marii Vianneya. Może warto z tej okazji pójść za jego przykładem i częściej bywać przed tabernakulum, odwiedzać Jezusa Eucharystycznego. Weźmy sobie do serca jego słowa: „Nie trzeba wiele mówić, by dobrze się modlić. Wiadomo, że tam, w świętym tabernakulum jest Jezus: otwórzmy Mu serce, radujmy się Jego świętą obecnością. To jest najlepsza modlitwa”.
Magda
nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.