Słowa te brzmią znajomo, ale różnie możemy je rozumieć. Zapraszam do zatrzymania się nad nimi i do wniknięcia w ich znaczenie. Ufam, że moje odkrycia i refleksje przyczynią się do pogłębienia więzi ze Stwórcą.
Czasy w których żyjemy – nazwijmy je trudne – to wspaniały moment na wewnętrzną analizę kontaktu z Panem Bogiem, oraz umiejscowienie Go w przestrzeni naszego życia. Możemy tego nie robić lub odłożyć na później, gdyż pośpiech, natłok spraw, napięcia związane z ogólnie panującą sytuacją nie sprzyjają,… Czy jednak warto czekać?
Każdy z nas ma swoją nić w kontakcie z Bogiem, która wydaje się nam słuszna. Z uwagi na naszą odmienność, jesteśmy w różny sposób prowadzeni przez Ducha Świętego. Każdego dnia Pan Bóg zaprasza do bycia z Nim. Odwdzięczamy się więc modlitwą, postem, uczestniczeniem we mszy świętej, uznając naszą grzeszność chodzimy do spowiedzi, aby z czystym sercem przyjmować Pana Jezusa. Zapewne jest jeszcze wiele innych spraw, które każdy z nas czyni aby Bogu podziękować. Czasami jednak w naszej wierze zostawiamy dla siebie cząstkę wolności, która jest sprzeczna z nauką Kościoła. Mamy przekonanie że małe grzechy, które notorycznie powielamy, będą nam wybaczone w obliczu tego, jacy jesteśmy i co robimy. Czy jednak szczerze obiecujemy poprawę, skoro już w chwili spowiedzi wiemy, że za miesiąc znów się widzimy z Jezusem w tej samej sprawie? Takie myślenie może być zgubne, gdyż to co nam się wydaje słuszne, niekoniecznie jest tak postrzegane przez Pana Boga. Jak naprawdę jest dowiemy się dopiero w dniu naszego spotkania z Nim. Jeśli jednak takie przekonania wypływają z rozumowych kombinacji to znak, że nasze serce nie należy jeszcze do Niego.
Możemy jednak już tu na ziemi doświadczać czegoś więcej. Wejść w zupełnie inna relację z Panem Bogiem. Wymaga to od nas prawdziwej i szczerej przemiany, która niestety często przegrywa z naszym wygodnym, pozornie bezpiecznym i poukładanym życiem. Przesiąkamy otoczeniem, w świecie dziś tak dalekim od Boga. Bronimy się przed złem, szukając schronienia w murach świątyni, zadajemy pytania wynikające z niezrozumienia tych wszystkich okropnych rzeczy, które płyną również z Kościoła. Jednak najczęściej wracamy do domu bez odpowiedzi i jedyne co pamiętamy z mszy świętej to dźwięk organów i bijące na alarm dzwony. Czy jednak przygotowaliśmy się odpowiednio do tej rozmowy, która może tak naprawdę była monologiem? Czy czekaliśmy odpowiednio długo lub czy mamy pewność, iż wyjaśnień nie było w słowie Bożym i kazaniu wygłaszanym przez kapłana? Czy w końcu wracając do domu jesteśmy dumni, że naszym Panem i Ojcem jest Bóg, i nie wstydzimy się tego? Czy zapraszamy Go do naszego domu, naszej pracy do innych obszarów życia, obdarzając szacunkiem i ufnością?
Dusza nasza pragnie Boga Żywego. Jeśli jednak nie jesteśmy gotowi Go przyjąć, wszelkie łaski spływają po nas i często nawet tego nie dostrzegamy. Bóg kiedy do nas mówi, zagląda w głębię naszego serca. Jeśli widzi w nim miejsce dla siebie – przyjmie zaproszenie. Jeśli poprosimy, aby zamienił grzech w łaskę – On to uczyni. Otwiera niebo i daje tyle łask, ile zmieści nasze serce. Aby jednak tak się stało, musimy pozbyć się zniewolenia, grzechu, z największą szczerością, uniżeniem, uznaniem naszej nędzy. Musimy pokazać, iż nie ma niczego i nikogo ważniejszego w naszym życiu niż On, a doczesność nie ma dla nas większego znaczenia. Wtedy nasza głębia przyzywa głębię Boga. Zaczyna się dialog, w którym Duch Święty przemawia przez nas, a pytania i prośby zamienia w dziękczynienie. Coś co wydawało się niemożliwe staje się faktem.
Jego nie oszukamy, więc żadne podchody nie mają sensu. Czasami liczymy na jakiś cud, który nas zmobilizuje do działań, jednak kolejność najczęściej bywa inna. Jeśli zaprosimy Go do swojego serca, pokaże nam świat „widziany Jego oczami”. Pamiętać musimy, że Bóg nie odpowiada na potrzeby, odpowiada na wiarę. Piękne jest to, że dostaliśmy od Pana wolną wolę, dzięki której możemy nasz grzech zamieniać w łaski w czynnym 24h niebie. Pomimo popełnianych grzechów czy błędów nie zostajemy sami. Bóg daje nam siłę do walki o naszą duszę, gdyż wie, że bez Jego pomocy nie uporamy się z przebiegłym szatanem. Pozbywamy się lęków i trwogi bo żyjąc w prawdzie powierzamy Mu swoje życie. W takiej relacji Boże Miłosierdzie jest naszym chlebem powszednim.
Czy warto zatem sprzedawać swoją duszę szatanowi za garść drobniaków? Czy pokusa i lęk mają być silniejsze od naszej wiary? To początek naszej podróży z Jezusem i tylko od nas zależy czy dojedziemy z Nim do ostatniej stacji na ziemi i spojrzymy z góry na marność tego wszystkiego, co teraz nami miota.
R.
Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.