Trzynastego czerwca odbyły się w Berlinie święcenia kapłańskie diakona Dominika Żyły. W niedzielę dwudziestego pierwszego czerwca o godz. 12.ooks. Dominik odprawi mszę prymicyjną w naszym kościele. Te wydarzenia skłoniły mnie do przeprowadzenia rozmowy z nowo wyświęconym kapłanem.
Na początku zapytam o powołanie. Jak się ono objawiło w wypadku Twoim księże Dominiku?
— Poczułem powołanie po pierwszej komunii św., miałem 9 lat. Doznałem wtedy uczucia pokoju i szczęścia. Zobaczyłem, że są dwie drogi: z Bogiem i bez Boga. Czułem, że życie z Bogiem jest dobre i piękne, ale musiało upłynąć sporo czasu, abym na tę drogę wszedł. Moje nawrócenie miało miejsce w 2000 roku. Rok później wszedłem na Drogę Neokatechumenalną. Powróciłem do Kościoła. Wcześniej ukończyłem szkołę średnią, potem studia w Wyższej Szkole Administracji Publicznej. Pracowałem jako agent morski. Jeszcze wtedy nie myślałem o stanie duchownym, chciałem założyć rodzinę, żyć jak inni. Pan Bóg chciał inaczej.
Droga do kapłaństwa była długa, proszę opowiedzieć o jej przebiegu.
— W wyborze drogi bardzo pomogła mi wspólnota Neokatechumenalna. Przełomowym momentem był mój udział w spotkaniu młodzieży z Papieżem Benedyktem XVI w Loretto w 2007 roku, a właściwie zdarzenie z podróży. Pan Bóg przemówił do mnie słowami św. Pawła. Otworzyłem Pismo św. i mój wzrok padł na fragment listu do Efezjan: ››Mnie zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych, została dana ta łaska: ogłosić poganom jako Dobą Nowinę niezgłębione bogactwo Chrystusa‹‹. Miałem pewność, że są to słowa do mnie skierowane. W tym samym roku rozpocząłem formację duchową. Trzeba wiedzieć, że na świecie jest 120 seminariów przygotowujących kapłanów w duchu Neokatechumenatu. Miejsce formacji wybiera się losowo, wylosowałem Berlin (ucieszyłem się, bo to blisko domu). I tak rozpoczął się 13-letni okres mojej edukacji i formacji.
Przybliż nam poszczególne etapy Twojej drogi
— Seminarium Misyjne Redemptoris Mater w Berlinie ma swój program formacji. W skrócie wygląda to tak: najpierw trzeba poznać język. Półtoraroczny kurs językowy kończy się egzaminem państwowym C1. Pomyślne zdanie egzaminu otwiera drogę na studia. Kolejne etapy to: studia filozoficzne trwające 2,5 roku, kończą się pracą licencjacką. Pisałem o pojęciu miłości według św. Augustyna. Później ma miejsce trzyletnia praktyka. Odbyłem ją w Ratysbonie, byłem asystentem polskiego księdza opiekującego się włoskimi misyjnymi rodzinami. To był bardzo dobry okres w moim życiu, zdobyłem doświadczenia i utwierdziłem się w słuszności wyboru drogi. Po ukończeniu praktyki dalsza nauka – 3-letnie studia teologiczne zakończone egzaminem. Potem jeszcze rok praktyki, byłem asystentem włoskiego księdza opiekującego się rodzinami misyjnymi w Niemczech, Holandii i Szwajcarii. Ten czas ciągłych rozjazdów, początkowo przyjąłem z niezadowoleniem, później zobaczyłem, że była to wielka łaska. No i wreszcie zbliżamy się do końca – 2 - letni diecezjalny kurs pastoralny w parafii. Pierwszy rok kończy się święceniami diakonatu, drugi kapłańskimi.
Długa droga...
— To prawda, 13 lat, ale słuszna. Ten czas formacji sprzyja weryfikacji powołania. Pozwala poznać smak kapłaństwa, uczy pokory, radzenia sobie z kryzysami, umacnia w wierze.
Na jakie trudności napotyka młody człowiek przygotowujący się do kapłaństwa?
— Jest trochę tych trudności, wspomnę o tęsknocie młodych ludzi za światem, który pozostawili: pokusa rozpamiętywania utraty a nawet chęć powrotu do dawnego życia jest bardzo silna. Inną trudnością może być budowanie relacji z drugim człowiekiem. W seminarium spotykają się ludzie z różnych stron świata. Przywożą ze sobą swoją kulturę, obyczaje i doświadczenia. Musisz cierpliwie uczyć się bogactwa ich różnorodności, tolerancji, zrozumienia. A to niełatwe. Dlatego najżywotniejsze są więzi z Polakami, ten sam krąg kulturowy, podobne doświadczenia.
O święceniach diakonatu w 2019 roku pisała Magda, ja zapytam o święcenia kapłańskie – jak przeżyłeś ten niezwykły czas?
— Podczas uroczystej mszy św. odczuwałem obecność Ducha Świętego. W moim sercu panowały spokój i radość. Kiedy o tym mówię przypominają mi się słowa piosenki o tym, że staję się tym, kim Bóg chce, bym się stał. Tak właśnie było ze mną, pełne zaufanie w moc Boga, wiara w to, że to droga właściwa i ciekawość tego, co przede mną. Wobec takich przekonań nawet zmartwienie, że mogę zemdleć w czasie uroczystości odeszło na drugi plan. Byłem szczęśliwy.
Jakie masz plany na najbliższy czas, księże Dominiku?
— Przez dwa tygodnie będę odpoczywał w domu Rodziców, na pewno spotkam się ze znajomymi. Potem wracam do Berlina, by jako wikary posługiwać wiernym. W najbliższym czasie zajmę się także urządzaniem nowego mieszkania. Dotychczas mieszkałem na 12 m², teraz moje mieszkanie ma 100 m². Trzeba tę przestrzeń jakoś zagospodarować.
Jak widać nie zabraknie Ci pracy, tak w przestrzeni materialnej, jak i w sferze duchowej. Niech Duch Święty stale Ci towarzyszy.
z ks. Dominikiem Żyłą rozmawiała Lidia