Bóg przemówił do mnie przez ks. proboszcza: „może napiszesz coś do Gazetki?” Ale o czym? „O czym chcesz. Może o przemijaniu życia?”

Zainspirowało mnie to do przemyślenia dotychczasowego życia i refleksji nad nim. Zastanawiałam się czy jestem gotowa aby podzielić się osobistym świadectwem, działaniem Boga, szczególnie w bardzo trudnych momentach życia. Po modlitwie o światło i natchnienie przez Ducha Świętego poczułam zgodę – napisz.

W tym roku (jak dożyję) ukończę 70 lat ziemskiej pielgrzymki, więc jest to dobra okazja by poczynić refleksję i zadać sobie pytanie, co jest dla mnie najważniejsze? Teraz nie mam z tym problemu – wiem, że życie wieczne i powiedzenie z wiarą za ks. Ignacym – „choćby dziś”, ale nie zawsze tak było. 

Po nagłej śmierci mojego męża, nie umiałam sobie poradzić. Zadawałam Bogu pytania – dlaczego? Kłóciłam się z Nim. Była we mnie walka między Bogiem, do którego lgnęłam, a szatanem, który mi wmawiał, że sobie nie poradzę, nie potrafię żyć. Wołałam, że nie chcę żyć! Przez 42 lata miałam męża, który zawsze był, wszystko robiliśmy razem,… Nagle wydawało mi się, że zostałam sama. Rozpacz, łzy, nieprzespane noce,… Trwało to kilka miesięcy. Ale Pan nie zostawił mnie bez pomocy. Pamiętam czwartek w wielkim poście, kiedy ks. Ignacy, który zauważył moje rozterki, starał się w rozmowie uświadomić mi jak wielka jest miłość Boga, trzeba Mu tylko bezgranicznie zaufać i złożyć na ołtarzu swoje życie, wszystkie cierpienia i problemy. Wtedy to do mnie jeszcze nie dotarło, ale w następnym dniu w czasie rozważań drogi krzyżowej, przy każdej stacji czułam jak Jezus do mnie przemawia, wskazuje mi sposób rozwiązania wszystkich problemów. Była to moja droga krzyżowa z Jezusem – moje nawrócenie. Od tego dnia moje życie się zmieniło, poczułam, że dam radę, bo On jest ze mną. Nagle na mojej drodze pojawili się ludzie, którzy mi są bardzo bliscy, jesteśmy sobie potrzebni, w każdej sytuacji możemy na siebie liczyć. Wróciła radość życia, uśmiech, który można przekazać spotkanym ludziom.

Ale po kilku latach następny cios – umiera mój syn. Moje serce krwawi. Dałabym wszystko, swoje życie, aby go ocalić. Byłam wtedy już w innym etapie życia, moja wiara była o wiele głębsza, wiedziałam, że muszę z nim być, aby mu pomóc odejść. Trzymałam go za rękę, głaskałam, nie wiem ile razy odmówiłam koronkę do Miłosierdzia Bożego, ale czułam, że dam radę bo nie jestem sama. W ostatnich godzinach była ze mną bratowa, która później powiedziała, że to przejście było niesamowite, czuła aurę modlitwy wielu osób, które nas wspierały, a mój syn odszedł w moich objęciach. Dziękuję Panu, ze dał mi tę łaskę pożegnania syna.

A wracając do przemijania życia, teraz staram się każdy dzień spędzać tak jakby był ostatni w życiu, w modlitwie oddaję się do dyspozycji Boga, swój czas, zajęcia i ludzi do których mnie pośle. Moim mottem są słowa, które w trakcie kazania wypowiedział kapłan, poczułam, że do mnie: „wczoraj to historia już nic nie zmienisz, jutro niewiadoma, żyj dzisiaj nie odkładając ważnych spraw na później, bo później może nie nastąpić”. 

Moja jesień życia jest radosna, mój niebieski Tato obdarza mnie obficie. Wszystko co mam, wiarę, miłość, siły pochodzą od Niego i za to codziennie Mu dziękuję. I proszę o pokorę bo ciągle mi jej brak.

Ela

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.