Przed świętami zdarzają się czasami dobre filmy. Do takich zaliczam „ Ucztę Babette”, którą można było obejrzeć w niedzielny wieczór w TVP Kultura. To mój ukochany film, widziałam go już kilka razy, więc znów bardzo się ucieszyłam ( dodam, że jest to też ulubiony film Papieża Franciszka). Ten film wart jest pogłębionej refleksji, ja jednak skupię się tylko na wybranych sekwencjach
Tytułowa bohaterka, która musiała uciekać z Paryża podczas wojny domowej (XIX w) znajduje schronienie w małej norweskiej osadzie, u córek nieżyjącego pastora. Zostaje służącą. Niewiele o niej wiemy, widać jednak, że bije od niej jakaś niezwykła jasność. Szybko wtapia się w tamtejszą społeczność zwykłych, ubogich ludzi. Zdobywa ich sympatię i uznanie. Ona też darzy ich szacunkiem i miłością. Otóż ta kobieta postanawia przygotować wykwintny francuski obiad dla uczniów pastora i jego przyjaciół. Okazja jest niecodzienna – 100 – lecie urodzin mistrza.
Przygotowania trwają kilka tygodni. Wreszcie nadchodzi dzień urodzin. Z tej okazji, jak co roku, do domu pastora przybywają goście. Są to starsi już ludzie, członkowie chrześcijańskiej wspólnoty. Co widzą? Pięknie nakryty stół, na nim porcelanowa zastawa odbijająca się w szklanych naczyniach i migające płomienie świec. Nigdy czegoś takiego nie widzieli. Są pełni zachwytu, powoli, z powagą zajmują miejsca. Po krótkiej modlitwie przystępują do spożywania coraz to bardziej finezyjnych dań. Jedzą w milczeniu, pamiętając o ascetycznej przestrodze „ nie zaprzątajcie myśli waszych odzieniem i jadłem niecierpliwie.” Jakby w obawie, ze świat może pochłonąć ich dusze. Uczta trwa, zgromadzeni przy stole jedzą, smakują wyborne trunki i... przerywają milczenie. Rozwiązują im się języki. Zaczynają ze sobą rozmawiać, wspominają pastora, nie ukrywają wdzięczności za to, że prowadził ich do Pana. Przywołują obrazy z przeszłości, ciepło odnoszą się do siebie. Każde zbliżenie kamery pokazuje radosne twarze, uśmiechnięte oczy , szczęśliwych ludzi. Co się takiego stało, że w zapomnienie odeszły dawne swary i żale? To tajemnica tego spotkania. Babette wkładając w przygotowanie całe swoje serce i cały majątek (10 tys. franków wygranych na loterii) uszczęśliwiła wszystkich. A więc to jej zasługa, to jej miłość, jej zaangażowanie i artystyczny talent odmroził ich serca. A może jest to też owoc łaski Bożej, która dotknęła ich nagle i nieoczekiwanie. Jedno jest pewne, opuszczają gościnny dom wypełnieni radością dostrzeżonego piękna. Odchodzą inni, przemienieni. Trzymając się za ręce tańczą wokół studni jak dzieci. A z nieba pada śnieg biały i czysty.
Patrząc na ten stół, miejsce jakże ważnego spotkania, pomyślałam przez chwilę o zbliżających się świętach. O naszych rodzinnych miejscach spotkań przy stołach.
Tak, to stanie się już wkrótce: Boże Narodzenie, kolejna wigilia, Pasterka, rozmowy i kolędowanie. Przygotujemy starannie, tak jak bohaterka filmu stół. Świąteczny stół. Zapełnimy go tradycyjnymi potrawami, płonącymi świecami, gałązkami świerku. Podzielimy się opłatkiem i życzeniami. A potem uroczyście zasiądziemy do kolacji, w gronie bliskich a może też niespodziewanych gości. Tego wieczoru nasze serca wypełni radość, oto przed wiekami narodził się On – Bóg – Człowiek w betlejemskiej stajence. I rozświetlił swoim blaskiem świat i zniknęła ciemność; bo miłość promienieje, udziela się każdemu, otwiera nas na dobro i piękno.
Cieszmy się tym niezwykłym czasem, bliskością ludzi. Wybaczmy sobie wszystkie złe chwile i zachowania. Oczyśćmy serca z małości. Uwierzmy w to, że tej nocy narodzi się w nas miłość i odmieni nas tak, jak spotkanie przy stole odmieniło bohaterów filmu.
Dopóki jesteśmy w drodze wszystko jest możliwe, wszystko można zmienić: zaciśnięte usta w uśmiech, grożącą rękę w przyjazny uścisk, egoizm w troskę. Czy tak się stanie, to zależy ode mnie i od ciebie. Dlatego zapytajmy siebie w ten Wieczór – czy Jezus narodził się we mnie?, pytajmy siebie każdego dnia – czy to stało się już?
Lidia