Chcę się podzielić moimi wrażeniami z nietypowej, bo małżeńskiej, tylko we dwoje, pielgrzymki do drogich nam świętych ziemi włoskiej. Pan Bóg błogosławił wyraźnie naszym planom, ustrzegł nas w kilku trudnych i niebezpiecznych sytuacjach. Doświadczyliśmy powszechności naszego Kościoła uczestnicząc prawie codziennie we mszy św. w różnych językach: oczywiście polskim, ale także włoskim, angielskim, chorwackim i mimo to zawsze z pełną aktywnością i rozumieniem. Podziwialiśmy przepiękne architektonicznie świątynie, poznawaliśmy miejsca, gdzie urodzili się, żyli i działali święci: Katarzyna Sieneńska, Rita, o. Pio, bp Mikołaj, sługa Boży ks. Dolindo Ruotolo; miejsce objawienia się Michała Archanioła. Wszędzie tam Pan Bóg dawał i daje nadal znaki swojej miłości i miłosierdzia, a ludzie z wiarą i nadzieją tam wędrują.
Mnie zawsze ciekawią ludzie. Jednak nie o kochanych świętych będę pisała, chociaż chłonęliśmy każdy ich ślad i informacje z ich życia odnosząc do naszego. Wszak świętych poznaje się po to by ich naśladować i szukać ich wstawiennictwa w różnych problemach. Odkryłam na nowo Włochów, mimo, że okazję do tego miałam już wielokrotnie. Jednak kontakt grupowy a indywidualny pozwala inaczej doświadczać relacji międzyludzkich i obala różne panujące mity. Podziwiałam drogi wiszące nad dolinami, tunele przebite poprzez góry, miasta przyczepione do skał. Pięknie to wygląda, ale ktoś to zbudował! A przecież u nas różnie mówi się o pracowitości Włochów. Wzruszał mnie trud odbudowywanych z ruin miast i wiosek po ostatnich trzęsieniach ziemi w Umbrii, w tym Nursji z cudownie ocalonym pomnikiem św. Benedykta Patrona Europy. Troska o zabytki w każdej wsi i mieście. Ten kraj to po prostu jeden zabytek. Nie jest to proste. A mimo to co rusz organizują zbiórki, akcje pomocy dla migrantów z pełnym zaangażowaniem, w kościołach. Troszczą się o siebie nawzajem, są cierpliwi na drogach, potrafią szybko jeździć ale i dostosować tempo do warunków na drodze. Jechaliśmy przez wysokie góry z serpentynami, ale zawsze zza zakrętu pojawiał się odgłos klaksonu zanim wynurzył się samochód. Robi wrażenie ilość dzieci i młodzieży i to bez względu na wielkość miejscowości. Lubią wieczorami wspólnie spędzać czas; rodzinnie, z sąsiadami. Wzrusza czułość opieki nad osobami starszymi, zawsze im ktoś towarzyszy, prowadzi. Nie mówiąc już o czasie poświęconym na rozmowy. A propos rozmów. Adam trochę opanował j. włoski, ale zakres b. podstawowy. Porozumiewaliśmy się w j. angielskim i „ręcznym”. Nocowaliśmy wiele razy na kwaterach i rozmowom z gospodarzami nie było końca. A w rozmowach… W rozmowach zawsze gdzieś „przewinął się ” Bóg. Także na parkingu, w drodze na Wezuwiusza, w pytaniu o drogę, przy kawie z przypadkowo spotkanymi ludźmi, u p. przewodnik w Pompejach. To było tak normalne, tak oczywiste, tak swobodne. Bez względu na wiek rozmówcy. Na kwaterach, w pokojach krzyże i obrazy święte. Po drogach, w miastach krzyże i kapliczki pieczołowicie otoczone opieką. W każdym z odwiedzanych miejsc, świątyniach wspomnienia o św. Janie Pawle II – napisy, pomniki, popiersia. To też normalne. W całej Polsce nie ma tylu „śladów” naszego Papieża, co tylko w tym jednym odwiedzanym przez nas rejonie. I nikt nie pyta po co i za co. A Polacy są nadal b. serdecznie przyjmowani. I nikt nie mówi, że wiara to sprawa prywatna, że to nie europejskie i nie nowoczesne, że to narzucanie poglądów, czy ranienie uczuć innych. Jak to możliwe? Przecież to też Europa! 30-letnia przewodniczka z Sorrento spędzając z nami cały dzień, opowiadała, że Włosi to religijny, wierzący naród, że budują domy wysoko, by być bliżej Boga. Pięknie zachęcała do odwiedzenia kościołów a grupa była międzynarodowa i przypadkowa. Mówiła, że każde miasto ma św. Patrona, który je chroni. Każdego dnia dziękowaliśmy Panu Bogu za napotkanych ludzi, także za Polaków. Panią Beatę, przewodniczkę po San Giovanni Rotondo i s. Edytę, michalitkę w Monte San Angelo, pielgrzymów – Rycerzy Michała Archanioła oraz polską pielgrzymkę w Pompejach. Wszyscy oni włączali nas w „swoje ” Msze św. i zwiedzania. Doświadczyliśmy też różnych niespodzianek jak choćby spotkanie w trakcie wieczornej modlitwy różańcowej z naszymi współparafiankami – Anią i Elą u Ojca Pio w San Giovanni Rotondo. I chociaż nie było możliwości dłuższej rozmowy to odebraliśmy to jako widomy znak zaproszenia do modlitwy za całą naszą Wspólnotę Parafialną. J Zapewniamy, że jej nie brakowało. Jak inaczej wygląda życie, codzienność nawet trudna, gdy ludzie są życzliwi, u Pana Boga szukają sił do pokonywania zadań, problemów i dziękują Mu za każde dobro. Same Msze św. też nas unosiły. Szczególnie w Sanktuarium Matki Bożej w Pompejach, gdzie spędziliśmy kilka dni. Obraz Matki Bożej po Mszy św. wieczornej przy pełnej ludzi olbrzymiej bazylice był na noc zasłaniany. Tu już raczej nie było pielgrzymów, bazylikę wypełniali Włosi. Każdego dnia machali Matce Bożej na pożegnanie chusteczkami, śpiewali. Poruszająca też była ilość ludzi przystępujących w każdym odwiedzanym miejscu do spowiedzi. A u nas się mówi, że na zachodzie ludzie się nie spowiadają. We Włoszech spowiadają się, przystępują do Komunii św., chodzą na Msze św., rozmawiają o Bogu i z dumą mówią, że są narodem wierzącym w Boga a cała ich tożsamość z tego wynika. Bogu chwała! A nam przykład.
Grażyna