/Błędy, nadużycia i naleciałości w śpiewie liturgicznym/
Grając do mszy św. i nabożeństw w różnych parafiach Pomorza Zachodniego dostrzegam wiele występujących różnic i zwyczajów, które mają miejsce w poszczególnych świątyniach. Jeszcze więcej zauważam, gdy pojadę gdzieś w inny rejon Polski albo oglądam transmisję np. z Jasnogórskiego Sanktuarium. Dziwi mnie to, bo przecież w całej Polsce obowiązuje jedno wydanie Mszału Rzymskiego, te same śpiewniki liturgiczne oraz wszelkie instrukcje wydawane przez Konferencję Episkopatu Polski, a mam na myśli przede wszystkim tę o muzyce kościelnej. Dlaczego więc, mając te same dokumenty, jest inaczej?
Pierwszym moim spostrzeżeniem niech będzie problem kształcenia muzycznego organistów i księży. Często niektórzy z nich nie znają nut! A jak można poprawnie śpiewać nie mając pojęcia o linii melodycznej? Być może, seminaria duchowne nie mają wystarczająco dobrych wykładowców śpiewu lub po prostu poświęcają za małą uwagę na kształcenie muzyczne kleryków, czego skutkiem widocznym w dalszej posłudze jest fakt, że księża nie potrafią niekiedy poprawnie zaśpiewać prefacji we mszy świętej, rozesłania wielkanocnego i wielu innych pięknych melodii, tak bardzo ubogacających i pozwalających lepiej zrozumieć i przeżyć świętą Eucharystię.
W całej Polsce jest poważny problem z aklamacją „Alleluja”. W Rzymie mówią, że Polacy najgorzej śpiewają „Alleluja”. Może dlatego, że nie wszyscy wiedzą, która sylaba i kiedy ma być wydłużona i zamiast w trzecim słowie Alleluja wydłużyć i zaakcentować drugą sylabę („le”), to wydłużają („a”) i wtedy źle śpiewają. Słowo „Alleluja” to połączenie dwóch innych hebrajskich: „Alle” – chwalmy!, wysławiajmy! (jest radosnym wykrzyknieniem) oraz „Jahwe” – z tego wzięto tylko początek („ja”), bowiem jest to imię Pana Boga, a hebrajczycy bali się wymawiać swoimi grzesznymi wargami Jego Imię, żeby nie uniżyć Imienia Pana. A zatem zaśpiewamy: „Alleluja, alleluja, alleluja”, przy czym w drugim wezwaniu pierwsza sylaba jest wydłużona i powinna wybrzmieć na dwóch tonach następujących po sobie w melodii. Czasem sami organiści czy księża źle to intonują, a wierni dalej podobnie powtarzają. Chciejmy zatem zwrócić uwagę, czy my sami potrafimy prawidłowo wyśpiewać tę chwałę Panu Bogu przed Ewangelią.
Trzecią sprawą jest śpiewana modlitwa „Ojcze nasz”, w której zapisie nutowym przewidziano przerwy na zaczerpnięcie powietrza. Następują one w widocznych momentach śpiewu. Jest tak np. po pierwszym wersie: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie,” lub dalej: „święć się imię Twoje,” (oddech) „przyjdź Królestwo Twoje” (oddech) itd. Problemem dla śpiewających jest zawsze długa (ale jedna!) fraza: „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Tutaj wierni na siłę zatrzymują się po słowie „odpuszczamy”, aby zaczerpnąć powietrza, co jest błędem. Niekiedy organiści (sam też tak robię) specjalnie przyspieszają w tym miejscu, aby nie zrobiło się rozdzielenie na dwie części. Kiedy już jesteśmy przy modlitwie Pańskiej, to należy też omówić trudną dla Polaków sprawę akcentów w jej tekście. Można nieraz usłyszeć, że niektórzy chcieliby akcentować na ostatnią sylabę, a w naszym ojczystym języku akcent pada przeważnie na drugą sylabę od końca. W kościołach słychać więc: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje…” , a tymczasem powinno być: „Niebie”, „Twoje”. Niestety mało kto zwraca na takie „francuskie akcenty” uwagę, a szkoda.
Nawiążę też do pieśni mszalnych. W Polsce za podstawowy śpiewnik liturgiczny uznany został „Śpiewnik kościelny” autorstwa ks. Jana Siedleckiego. Jest on stworzony z myślą o pracy organistowskiej w parafii i wyjaśnia niektóre wątpliwości. Złym zwyczajem prowadzących śpiewy jest powtarzanie dwa razy refrenów w wielu pieśniach. Mało jest bowiem pieśni, których autorzy przewidzieli taką formę śpiewu. Większość pieśni winna być śpiewana zwyczajnie: zaczynając zwrotką i przez jednorazowe zaśpiewanie refrenu przejść do kolejnej zwrotki, nie powtarzając drugi raz tego samego refrenu. Nasze wątpliwości w tym właśnie śpiewniku powinny zostać wyjaśnione. Powtórzenie jest zaznaczone znakiem „=” i jest w pieśniach, gdzie np. melodia przewiduje powtórzenie lub autor tak wymyślił. Tutaj jako przykład pieśni, w której powtarzamy dwa wersy podam utwór „Króluj nam, Chryste,”, w którym powtórzenie wymusza melodia (pierwsza i druga wolta), bo przecież za każdym razem jest ona inna. Należy więc przykładać wielką wagę do poprawności pieśni mszalnych.
Maksymilian Pękalski, organista