Każdy z nas zastanawia się nad życiem. Pyta o jego sens, cel i priorytety. Takie pytania stawiał sobie również przed wiekami Ignacy Loyola, nazwany geniuszem rozeznawania duchów.
Jest on twórcą ćwiczeń duchowych, w których już na początku odnajdujemy takie zdanie: „Człowiek jest po to stworzony, aby Boga , Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył.”
Nie jest to prosta rada. Wymaga poznania siebie samego, swoich ograniczeń i możliwości, pokus i pożądań, które mogą wypełnić naszą duszę i... niestety oddalić nas od Boga. Aby do tego nie doszło Ignacy formułuje trzy zasady strzegące Bożej harmonii. Pierwsza uświadamia nam co jest konieczne a co niekonieczne w drodze do zbawienia. Druga dotyczy wewnętrznej wolności od „wszelkich rzeczy stworzonych”. Trzecia zawiera wskazówkę, abyśmy wybierali to, co bardziej pomaga nam osiągnąć zbawienie. Wszystkie stanowią fundament naszego życia.
Temu właśnie służą ignacjańskie rekolekcje, zbliżają nas do Stwórcy i samego siebie. Poszczególne ich etapy (4 tygodnie) pozwalają poznać kolejno: grzeszną naturę człowieka i zbawczą moc Stwórcy, Boga, poprzez życie Jezusa Chrystusa, od narodzin, po śmierć i zmartwychwstanie. Służą temu medytacja i kontemplacja, dzięki tym metodom modlitwy poznamy, przeżyjemy i doświadczymy Jezusa w swoim życiu. Takim doświadczeniem pragnę się podzielić.
W miniony wtorek powróciłam z ignacjańskich rekolekcji w Myśliborzu. Osiem dni milczenia, życia w ciszy, bez komórek internetu, telewizji. Ktoś zapyta, czy można to wytrzymać? Odpowiem twierdząco, pod warunkiem, że całym sobą wejdzie się w ten rytm rekolekcyjnego życia. Mnie się udało.
Dzień wypełniony jest modlitwą, kontemplacją wskazanych fragmentów biblijnych, eucharystią, adoracją i dwiema tematycznymi konferencjami. Program obfity. Oczywiście jest czas na spacer po pięknym parku, wokół jeziora, bądź też spokojnymi uliczkami miasteczka. W tym roku, ze względu na upały, spacer nie był wyczekiwaną przyjemnością. Przyjemniej było w pomieszczeniach klasztornych, gdzie chłód stawał się balsamem dla rozgrzanego ciała.
A co z duszą? Dusza poszukiwała Boga, odpowiedzi na nurtujące pytania o sens życia, o jakość życia – a wszystkie w perspektywie biblijnych wydarzeń.
W czwartym tygodniu przedmiotem modlitwy jest zmartwychwstanie Chrystusa. Z ewangelii wiemy, że przyjęcie tej prawdy było bardzo trudne dla wielu ludzi, nawet samych apostołów. Wielu z nich nie dowierzało informacjom o kolejnym jego ukazaniu się, wielu nie rozpoznawało go w tym momencie. Najbardziej wątpiącym był Tomasz, do którego przylgnął przydomek niewierny. Do póki nie zobaczę jego ran – mówił – nie uwierzę. A potem z całą mocą ten sam Tomasz: „Pan mój i Bóg mój.”
W kontekście tamtych wydarzeń każdy z nas poszukiwał obecności w swoim życiu, jego przyjaźni, towarzyszenia, interwencji. Bo przecież Biblia pisze nasze życie. Pośród historii sprzed tysięcy lat odnajdujemy swoją bezradność, samotność, cierpienie, ale też zdolność do przekraczania granic, zdawać by się mogło nieprzekraczalnych po ludzku. Te niezwykłe odkrycia mogą się wydarzyć, gdy im na to pozwolisz. Kontemplacji towarzyszą wielka uważność i silne emocje. Bo oto Ty stajesz się jednym z uczestników czytanego fragmentu. Uruchamiasz wszystkie zmysły, by doświadczyć bogactwa tych zdarzeń. Wykreowanie obrazu bardzo pomaga w zmysłowym widzeniu minionych wydarzeń. Biblia żyje w Tobie. Już nie jesteś tylko czytelnikiem, jesteś tym, który staje w centrum tamtych wydarzeń a one stają się twoimi.
Z Myśliborza wyjechałam szczęśliwa, napełniona Bogiem i spokojna o swoją przyszłość. Z Bogiem wszystko jest możliwe, trzeba tylko zaufać to znaczy stać się narzędziem w jego rękach, pozwolić się prowadzić.
Wywiozłam stamtąd kilka obrazów, które będą mi towarzyszyć.
Pierwszy przedstawia płaczącą Marię Magdalenę przy pustym grobie. Zbliżający się do niej Jezus pyta o przyczynę płaczu. Odpowiada, ale nie rozpoznaje w nim Mistrza. Po chwili On woła Mario. Uśmiech osusza jej łzy. On jest, żyje i kocha, myśli uradowana kobieta.
I drugi. Ukazuje Jezusa czekającego na powrót apostołów z udanego połowu. Przygotowuje dla nich posiłek, na rozżarzone węgle kładzie ryby i chleb. A potem nawołuje „chodźcie, posilcie się”. To Jezus czekający na każdego. Trzeba tylko przyjąć zaproszenie.
Lidia