Są takie praktyki religijne, które w wielu z nas budzą poważne wątpliwości, nie rozumiemy ich a niekiedy poza zdziwieniem, zdumieniem, wywołują reakcje jakiejś niezgody.
Próbujemy czasem zrozumieć tych którzy kupują: olej świętego Charbela, „balsam miłosierdzia”, sól egzorcyzmowaną czy inne „święte materie”. Bez solidnej wiedzy, nie tylko teologicznej, niełatwo sobie z tym poradzić. Dlatego z wielkim zainteresowaniem przeczytałam tekst księdza profesora Andrzeja Draguły w którym autor próbuje zmierzyć się z tym problemem. Oto refleksje księdza profesora:
„W przypadku praktyk religijnych, których nieodłącznym elementem jest rzecz materialna, bardzo łatwo jest przekroczyć granicę postawy magicznej. Katechizm Kościoła Katolickiego zaznacza, iż „popaść w zabobon – oznacza wiązać skuteczność modlitw lub znaków sakramentalnych jedynie z ich wymiarem materialnym z pominięciem dyspozycji wewnętrznych jakich one wymagają” Inaczej mówiąc z zabobonem mamy do czynienia wówczas gdy nadzieję pokładamy w rzeczy a nie w Bogu, do którego ta rzecz się odnosi.
Zabobon nie dotyczy tylko – jak czasami się wydaje – czynności powszechnie za takie uznawane, jak witanie się przez próg, splunięcie przez lewe ramię czy nieprzechodzenie pod drabiną. Zabobon – jak podkreśla to Katechizm Kościoła Katolickiego – „może także dotyczyć kultu, który oddajemy prawdziwemu Bogu, na przykład gdy przypisuje się jakieś magiczne znaczenie pewnym praktykom, nawet uprawnionym lub koniecznym”. Zabobonem może być nawet noszenie krzyżyka, medalika z wizerunkiem Matki Bożej, szkaplerza czy używanie oleju św. Charbela”.
Zdaniem księdza Draguły zwyczaj związany z użyciem na przykład olejku św. Charbera wyrasta z pobożności ludowej – „Doświadczenie uczy, że takie oddolnie pojawiające się praktyki pobożne przyjmują się łatwiej i cieszą się większą popularnością wśród ludu Bożego niż wiele ustanowionych odgórnie, nawet wyrastających z liturgii. Mówiąc inaczej, pobożność ludowa w dużej mierze odpowiada naturalnej potrzebie nadprzyrodzoności. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy codzienna rzeczywistość życia w wierze wydaje się dla kogoś niewystarczająco nadprzyrodzona, cudowna, nadzwyczajna. Jak czytamy w „Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii”, jednym z niebezpieczeństw pobożności ludowej jest „tendencja do oddzielania przeżyć kultycznych od zaangażowania w życie chrześcijańskie”. Jeśli więc dla kogoś życie chrześcijańskie nie jest wystarczająco „przeżyciowe” nie rozpoznaje jego codziennej nadprzyrodzoności, szuka jej w przeżyciach kultycznych. Dokument cytuje też Jana Pawła II, który przestrzegał przed stosowaniem „znaków, gestów i formuł, którym przypisuje się znaczenie nadzwyczajne”. Trzeba podkreślić to jeszcze raz: Nadzwyczajność chrześcijaństwa polega na życiu zgodnym z Ewangelią.
Biblijnym modelem rozumienia roli materii w pośrednictwie czy kulcie pozostaje scena spotkania Jezusa z kobietą cierpiącą na krwotok. Jak notuje św. Marek kobieta ta „słyszała (…) o Jezusie więc przyszła od tyłu i dotknęła się Jego płaszcza. Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła z Niego i zapytał: „Kto się dotknął mego płaszcza”. Przelękniona kobieta zbliżyła się do Jezusa i przyznała, że to ona Go dotknęła. Wtedy Jezus powiedział: „Córko twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości” (Mk5, 25-34).
Jaki stąd wniosek? Jezus nie mówi „uzdrowiło cię dotknięcie” albo „uzdrowił cię mój płaszcz”. To nie gest ani rzecz materialna stały się przyczyną uzdrowienia, ale wiara kobiety na którą Jezus odpowiada łaską. Ludzki gest i materialna rzecz są ważne o tyle o ile są zewnętrznym wyrazem wewnętrznego nastawienia. To wiara jest konieczna nie zaś olej, który jest tylko przypomnieniem”.
Refleksje ks. Draguły uporządkowały moje myślenie o „świętej materii”.
Może komuś z Was też się przydadzą?
Barbara