Czy pamiętacie jak to było, kiedy do naszej parafii przyszedł ksiądz Ignacy? Nikt z nas nie oczekiwał jakichś szczególnych zmian. Nie były nam potrzebne, ale jednak nastąpiły. Pamiętam pierwsze zdziwienie i nie tylko moje, kiedy po czytaniach, oraz homilii następowała chwila ciszy. Można nawet powiedzieć chwila „kłopotliwej ciszy”. Niektórzy byli tym zdziwieni, inni zakłopotani a jeszcze inni zdenerwowani. W czasie pierwszej wizyty duszpasterskiej parafianie dzielili się z nowym proboszczem swoimi w tym zakresie przemyśleniami, a często też swoją dezaprobatą. Myślę, że wielu krytyków tej niewielkiej zmiany w liturgii przywykło już do chwil ciszy, a nawet doceniło ich wartość. Wiem jednak, że nie wszyscy.
Sama należę do tej, jednak przeważającej grupy osób, którym moment wyciszenia w trakcie mszy świętej bardzo jest potrzebny i dlatego z zainteresowaniem przeczytałam refleksje księdza biskupa Grzegorza Rysia na temat, choćby, chwili modlitwy indywidualnej.
Oto co pisze ksiądz biskup Ryś:
„Jak jest z naszą modlitwą indywidualną, samotną, w ciszy. Są ludzie którzy wyżywają się w modlitwie wspólnej. Może się to odbywać w wielu różnych poziomach. W naszych parafiach często preferuje się modlitwę wspólną, głośną. Utkwił mi w pamięci obraz modlitwy zapamiętanej z moich czasów seminaryjnych, kiedy jeszcze jako diakon zostałem posłany do jednej z podgórskich parafii. Nie zapomnę adoracji Najświętszego Sakramentu w Wielki Piątek. Prowadziliśmy ją razem z wikarym z polecenia proboszcza. Kiedy próbowałem sprawić, żeby chociaż na dziesięć minut w kościele zapanowała cisza , natychmiast ktoś z wiernych wyrywał się z „Ojcze nasz” i Różańcem. Podobnie, pamiętam, w roku jubileuszowym w Krakowie był taki moment, że ksiądz kardynał Franciszek wezwał nas – w ramach znaku oczyszczenia pamięci i podjęcia pokuty za grzechy Kościoła – do wzięcia udziału w procesji, która miała przejść z Wawelu na Rynek w absolutnej ciszy. Gdy zeszliśmy z Wawelu i byliśmy u wejścia na ulicę Grodzką, jeden z księży zaczął Różaniec, który – chcąc nie chcąc – podjęli pozostali uczestnicy marszu, aby modlący się kolega nie był pozostawiony sam sobie. Okazało się, że nie jest możliwe iść w ciszy.
Wyżywasz się w głośnej modlitwie, po raz piąty mówisz Różaniec, ale jeśli spadnie na ciebie piętnaście minut ciszy – nie potrafisz jej wytrzymać. Przeglądnijcie się sobie: czy macie zdolność stawania przed Panem Bogiem sam na sam?”
No właśnie czy ją mam?
Barbara