Zdawałoby się, że świat wokół nas pędził już nieprzytomnie, że warto byłoby zwolnić. Tymczasem wygląda na to, że przeciwnie, doznał kolejnego przyspieszenia. Wszystko się zmienia, trudno się czegoś uchwycić, wszystko robi się jakieś takie płynne, niepewne. Kiedy niewiele lat temu niemal cała Europa się zjednoczyła i stała się – z małymi wyjątkami – Unią Europejską, zdawało się, że to będzie na długo, że czekają nas dekady spokoju i dobrobytu. Okazało się wszakże, że to, co w tej Europie uważaliśmy za najbardziej stałe, zaczęło się kruszyć. To, co budowało Europę, co przesądzało o europejskich wartościach zaczęło być poddawane w wątpliwość albo prezentowane w krzywym zwierciadle. Zobaczyliśmy, że dla niektórych prawo do wolności słowa jest równoznaczne z prawem do bluźnierstwa i oszczerstwa. Że rodzinny fundament społeczeństwa miałby obejmować także związki wynaturzone. Że słowo „solidarność” jest owszem, sympatyczne, ale nie obejmuje wszystkich, opuszcza nawet najmniejszych. My, Polacy, zobaczyliśmy także, że często ulegamy temu, co nienajlepsze, zamiast skutecznie przeciwdziałać kulturowej i etycznej degradacji. Jednocześnie ta Europa, na którą my, Europejczycy, patrzymy coraz bardziej sceptycznie – jest obiektem marzeń dla ludzi z innych kontynentów. Obiektem tak wytężonej tęsknoty, że dla realizacji marzenia dotarcia do nas, gotowi są oddać wszystko, co mają i zaryzykować życie. Przybywa ich mnóstwo i będą nadal przybywać, niezależnie od tego jakie zasieki zbudujemy im na drodze. Bo u siebie widzą tylko nędzę, nienawiść i śmierć, a Europa kojarzy im się z zasobnością, opieką i życiem. Nic na to nie poradzimy – „przemija postać świata”, rodzi się nowa Europa. Jaka będzie? Któż to wie? Ale sporo od nas zależy.
Mamy w tym roku piękny jubileusz – 1050 lat temu decyzja władcy spowodowała, że staliśmy się państwem, które swój los i swoją tożsamość będzie budowało na orędziu chrześcijańskim. Porośnięta puszczami mało ważna przestrzeń Europy stała się odtąd tak istotna, że już kilkadziesiąt lat później przybył tu cesarz Otton III z ważną propozycją. Na Zjeździe Gnieźnieńskim w roku 1000 zaprosił naszych przodków do wspólnego budowania Europy. Chrześcijańskiej Europy. Obok dotychczasowych filarów: Galii (Francja), Germanii (Niemcy) i Italii (Włochy) miał się pojawić czwarty, równorzędny filar - Słowiańszczyzna. Czyli rodząca się Polska. Po prawdzie, to niewiele z tego wyszło politycznie, ale kulturowo staliśmy się Europejczykami. Z puszcz, prymitywizmu i nieznajomości świata wyzwoliło nas chrześcijaństwo. Odtąd czerpaliśmy z Europy i współtworzyliśmy jej kulturę i tożsamość.
Wygląda na to, że teraz znowu trzeba zaczynać od nowa. Skoro wszystko tak bardzo się zmienia jest czas, byśmy na zmiany wywierali wpływ. By zmieniało się w możliwie najlepszym kierunku. Na szczęście „moc jest z nami” – wyzwalająca moc chrześcijaństwa. Jest tylko jeden problem: ta moc jest społecznie efektywna, gdy zwracamy się do niej solidarnie. Nie wspiera „zwaśnionych armii”, cokolwiek by te armie chciały umieszczać na swoich sztandarach. To moc, która chce budować pokój oparty na prawdzie, wolności, sprawiedliwości i miłosierdziu. Pokój, który nie wyklucza nikogo, nie szuka prawdy przez poniżanie myślącego inaczej. Pokój chce dialogu, nie kłótni, spokoju, nie bijatyki.
„Europa nowych początków. Wyzwalająca moc chrześcijaństwa”. Taki jest temat tegorocznego X. Zjazdu Gnieźnieńskiego, który odbędzie się w dniach 11 – 13 marca 2016 r. Wszyscy są zaproszeni, zapisać się można na stronie internetowej Zjazdu: http://zjazd.org/ - i zapisać się warto. Żeby posłuchać, żeby porozmawiać, żeby współtworzyć razem z innymi. Planowane są fascynujące prelekcje, dyskusje panelowe (z udziałem rzecznika publiczności) i warsztaty, w których szukać odpowiedzi na pytania dotyczące chrześcijańskiej wolności w różnych sferach życia będą wszyscy uczestnicy. Zapraszam – naprawdę warto!
Przemek Frydrych