Jest taki dzień, bardzo ciepły choć grudniowy,
dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory.
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich,
dzień, który już każdy z nas zna od kołyski.
Dowiedziałem się, że już w 1966 roku Krzysztof Dzikowski napisał ten tekst, do którego muzykę skomponował Seweryn Krajewski, a Czerwone Gitary wprowadziły w nasze życie. Choć nie jest to kolęda, jednak wspaniale oddaje atmosferę tego wyjątkowego, ufam, że nie tylko dla Polaków, dnia. Powód znamy wszyscy: Bóg się rodzi. To właśnie On. Małe bezbronne, potrzebujące zaopiekowania Dziecię czyni cuda przemiany w sercu, małżeństwie, rodzinie, sąsiedztwie, … w życiu. I nie tylko u katolików. Skoro tak jest lub może być, to niezwykle ważne jest owocne przeżycie tego dnia.
Niezmiernie wdzięczny jestem mojej Rodzinie za to, czego mogliśmy doświadczać w tym dniu. Pamiętam jak jeździliśmy do rodziców Mamy czasem Taty na wspólne wigilie w bardzo dużym gronie. Później już w zdecydowanie mniejszym składzie (dwanaście osób) w naszym rodzinnym domu. Co to było za przeżycia?
Najpierw wspólne przygotowywanie dwunastu potraw, ciast na Święta, choinki i stołu (oczywiście bez żadnego posiłku czy podjadania). Po wypatrzeniu pierwszej gwiazdy na niebie spotkanie przy stole spowitym modlitwą, życzeniami, zapachami i wesołym gwarem. Następny etap wieczoru już przy choince, pod którą wszyscy wkładaliśmy wcześniej prezenty – każdy dla każdego więc było ich mnóstwo. Więc radość z rozpakowywania niespodzianek, ciekawość co otrzymali inni i duma, gdy przygotowany dla kogoś podarek sprawił miłe zaskoczenie. A potem wspólne głośne kolędowanie aż gardła rozbolały, zespołowe zabawy, gry planszowe i niemalże biegiem na Pasterkę. Wszystko owiane świąteczną, podniosłą, a jednocześnie wypełnioną pokojem atmosferą; pełną szczęścia, radości, życzliwości i wzajemnej miłości.
Ostatni raz było tak 29 lat temu. Ale to, czego doświadczałem tego dnia w dzieciństwie i młodości wniknęło we mnie i pozostało. Chyba do końca ziemskich wigilii. Co to takiego?
W dzień wigilijny wypełnia mnie radość szczególnego rodzaju. Taka pełna zadziwienia, zachwytu, wdzięczności, miłości, czułości, pokory, … Bo Słowo stało się Ciałem, Bóg przyszedł na ziemię. Ta radość towarzyszy mi na porannych roratach z Maryjnym niech mi się stanie; w trakcie ubierania choinki gdy myślę o grzechu pierworodnym i pierwszej obietnicy Zbawiciela; podczas wieszania lampek i strojenia domu w obecności Bożych aniołów; przy przygotowywaniu stołu, pakowaniu prezentów, pisaniu i wysyłaniu życzeń kiedy myślami i sercem jestem z moimi bliskimi; gdy pod choinkę wkładam otrzymane kartki i podarunki dziękując za życzliwych ludzi; gdy spotykam się z moim Bogiem i bliźnimi; …
I tak naprawdę czy byłem z innymi księżmi, biskupami, klerykami, rodziną, przyjaciółmi, starszymi oraz chorymi w Jantarze i Fregacie, bezdomnymi na Karsiborskiej, nieznanymi mi wcześniej ludźmi (w domach wczasowych) czy też byłem po prostu sam jeden – zawsze towarzyszyła mi radość, bo to czas przyjścia Jezusa. Wyczekiwany z tęsknotą, ukochany od lat, … już przychodzi. Właśnie dziś. Ja tylko przygotowuję Mu przyjęcie urodzinowe w moim sercu i domu. Wierzę, że się rodzi naprawdę. On tak powiedział. Więc tak jest. Po prostu. Nie przez uczucia, klimat, atmosferę (pomagają lub przeszkadzają). To przez akt wiary mogę się z Nim spotkać i zjednoczyć, Jego przyjściem rozradować i obecnością nasycić. Wszak to Jego Urodziny.
Nie przegap kolejnej szansy skupiając się na sobie, swoich kłopotach, porażkach, samotności, … i na tym co zewnętrzne. Niech On będzie w centrum. Zobaczysz, że potrafi zadbać o Ciebie i Twoje serce!
IS
Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.