Zastanawiając się nad tematami artykułów stwierdziliśmy, że dobrze byłoby pokazać w nich sylwetki naszych parafian. Kościół stanowią przecież ludzie, ich historie i doświadczenia. Pomyślałam o tych, którzy w szczególny, aktywny sposób są z nim związani. Mój wybór padł na kościelnego. Jest nim od przeszło 10 lat pan Jurek Czaja. Zgodził się na rozmowę, która odbywa się w moim domu przy kawie i szarlotce. Nasza rozmowa biegnie dwoma nurtami: pierwszy – zasadniczy to opowiadanie o pracy i życiu „tu i teraz”, drugi – wspomnieniowy, zahacza o przeszłość, szkołę morską w której Jurek był uczniem, ja nauczycielką. Oba nurty przenikają się wzajemnie a ja muszę czuwać nad zachowaniem właściwych proporcji.
- Jak to się stało, że zostałeś kościelnym?
Zostałem nim właściwie przez przypadek. Wspólnota Neokatechumenalna, do której należę, została przeniesiona z kościoła Chrystusa Króla do naszej parafii. W tym czasie zmarła pani Helena, dotychczasowa kościelna. Ksiądz Darek zaproponował mi tę pracę.
- Jak przyjąłeś tę propozycję?
Ucieszyłem się, poznałem obowiązki i rozpocząłem pracę. Z początku wydawała mi się trochę monotonna, potem polubiłem ją.
- Co należy do Twoich obowiązków?
Zacznijmy od tego, że codziennie otwieram i zamykam kościół. W te dni kiedy jest poranna msza wstaję o godzinie 4-tej rano. Często przyjeżdżam taksówką, żeby się nie spóźnić. Przygotowuję wszystko do mszy. Za poprzedniego proboszcza służyłem także przy ołtarzu podczas mszy. Obecny proboszcz rozdzielił funkcje kościelnego i ministranta. Trochę mi tego żal. Dbam też o teren przy kościele.
- Co Cię w tej pracy cieszy a co jest trudnością?
Cieszy mnie to, że jestem blisko Boga, robię coś ważnego dla Niego. Poznaję słowo Boże. Zauważyłem, że kiedy w niedzielę słyszę kilka razy te same czytania, to za każdym razem coś innego do mnie przemawia. Trudne jest wczesne wstawanie, ale z tym można sobie poradzić. Trudne są też wymagania księdza proboszcza. Nie zawsze od razu docierają one do mnie. Kiedyś szybciej myślałem i szybciej się poruszałem. Myślę, że to przez nadwagę tak wolno się poruszam. Muszę trochę schudnąć, ale nie mam czasu na spacery i sport.
- Jak postrzega Twoją pracę rodzina?
Cieszą się, że mam zajęcie, szczególnie mama i siostra. Mama na początku mi pomagała: prała alby i ornaty, prasowała je. Teraz jest chora i nie może już tego robić.
- Czy w swojej pracy miałeś jakieś wpadki?
Znalazłoby się trochę. Zdarzyło mi się nie zamknąć kościoła, zapomniałem schować mikrofon, raz zatrzasnęły się drzwi od zakrystii, byłem w środku i nie mogłem wyjść na zewnątrz. Czasami zdarza mi się przygotować niewłaściwy ornat. Na szczęście nie są to częste wypadki.
- Co robisz w wolnym czasie?
Lubię oglądać mecze, czasami filmy. Lubię się modlić na przykład odmawiam brewiarz. Kiedyś w Połczynie Zdroju, gdzie pojechałem na rehabilitację położyłem brewiarz na stole. Mój współlokator myślał, że będzie mieszkać
w jednym pokoju z księdzem (śmiech Jurka).
- Plany na przyszłość….
Nie planuję wiele. Kiedyś chciałem zostać ceremoniarzem i szafarzem, niestety były przeszkody które mi to uniemożliwiły. Pod koniec listopada jadę do sanatorium na rehabilitację. Nie wiem tylko kto będzie roznosił opłatki, ale myślę, że księża jakoś sobie poradzą.
Z zakrytianem Jurkiem Czają rozmawiała Lidia Kropska
Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.