Adwent to radosny czas oczekiwania na przyjście Jezusa i Jego Urodziny, ale także moment na refleksję i zwolnienie tempa życia. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię wszystkim: Czuwajcie!” (Mk 13, 35-17)
Mój czas zwolnienia tempa, refleksji rozpoczął się 20 listopada bardzo wcześnie rano, miałam zamiar iść na poranną mszę świętą, ale niespodziewany ostry zawał serca, karetka i transport do szpitala w Szczecinie zmienił moje plany. Pan czuwał nade mną, przysłał mi księdza Janusza, aby udzielił mi sakramentu chorych, który sprawił, że w czasie transportu miałam spokój wewnętrzny, pomimo bólu, próbowałam się modlić, powierzając się woli Bożej. Leczenie szpitalne trwało 10 dni, był to dla mnie trudny czas, szczególnie pierwsze dni gdy po zabiegu musiałam leżeć bez ruchu ponad dobę. Radością było dla mnie to, że swoje małe cierpienie mogłam ofiarować Jezusowi, który z miłości do mnie, do każdego człowieka, aby nas zbawić, przyjął okrutne cierpienia, zniewagi i oddał swoje życie.
W pierwszych dniach pobytu w szpitalu wypatrywałam księdza kapelana, pytałam o kaplicę, ale okazało się, że kaplica jest w innym budynku i nie mogłam tam dojść. Z tęsknoty za Jezusem zaczęłam szukać informacji w internecie. Znalazłam telefon do kapelana szpitala, zadzwoniłam i od następnego dnia, prawie codziennie pomimo, że oddział był zamknięty z powodu pandemii, ksiądz przynosił mi Jezusa. Jakie było moje zdziwienie i smutek, że w całym oddziale kardiologii byłam jedyną osobą proszącą o Jego przyjście.
Mówi przysłowie „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. W moim przypadku sprawdziło się z nawiązką. Jestem Bogu niezmiernie wdzięczna, że na mojej drodze postawił tylu wspaniałych przyjaciół i Wam moi kochani, tyle mszy świętych, komunii, zapewnień o modlitwie, sms-ów, telefonów, wyrazów solidarności i zapytań o zdrowie, czy coś potrzebuję… Było to dla mnie wzruszające i motywujące do powrotu do Wspólnoty i do zdrowia.
Nadszedł dzień powrotu do domu, wydawało mi się do dawnego intensywnego życia, ale okazało się, że to nie takie proste, nie te siły, ograniczenia, zadyszka, zmęczenie. Musiałam z pokorą na nowo uczyć się żyć w zwolnionym tempie, przyjąć do wiadomości, że nie wszystko mogę sama zrobić, albo powolutku, wysiłkiem było dojść do kościoła. Moją radością był nadchodzący adwent i rekolekcje. Cieszyłam się, że Jezus zgodził się bym mogła gościć księdza rekolekcjonistę na obiadach, pomóc w robieniu wieńca adwentowego, że mogę z zapalonym światłem iść na roraty i to wszystko łączyć z ofiarą Chrystusa.
Tegoroczne rekolekcje były dla mnie potwierdzeniem, że całe nasze życie jest czekaniem na przyjście Jezusa, a okres adwentu to czas pojednania, przebaczenia i radosnego oczekiwania. To czas pojednania z Bogiem, ciągłego bycia w łasce uświęcającej. Uczestniczenie w największym cudzie jakim jest msza święta – bezkrwawa uczta ofiarna, karmienie się słowem natchnionym, słuchaniem co Bóg do mnie mówi i życie tym słowem. Na ołtarzu kapłan czyni to co Pan Jezus rozkazał czynić w wieczerniku, czyli przemienia chleb i wino w Ciało i Krew Jego i zaprasza nas, byśmy się Nim karmili. Czyż może być piękniejsza i większa miłość niż Boga do wszystkich ludzi bez wyjątku? Uczmy się tej miłości Boga i bliźnich. Miłości nie tylko przyjaciół, członków rodziny, ale także tych którzy nas skrzywdzili, czy też mamy z nimi trudne relacje. Niech ten czas adwentu będzie dla nas okazją do spotkań, rozmów , nawet na trudne tematy, naprawy relacji. Nie odkładajmy niczego na jutro, bo jutra może już nie być i jak nas uczy nasz ksiądz proboszcz z wiarą powtarzajmy „choćby dziś”.
Dziękuję Bogu i księdzu Piotrowi, że było mi dane przeżyć duchowo czas rekolekcji. A teraz ten mój wyjątkowy adwent spędzam w sanatorium, na rehabilitacji. Jest mi przykro, że nie mogę uczestniczyć w roratach i pororatnich spotkaniach Wspólnoty przy kawie, ale wszystko to oddaję Bogu. Widać jest to potrzebne.
Ela