Dalej czytamy: (11). „Nie był on światłem, ale posłanym, aby przynieść świadectwo o światłości. Było światło prawdziwe, które oświeca każdego człowieka przychodzącego na ten świat”. Także święci ludzie w pewnym sensie słusznie nazywani są światłem, skoro Pan mówi do nich: „Wy jesteście światłością świata” (Mt 5,14), a apostoł Paweł: „Byliście dawniej ciemnością, teraz zaś światłością w Panu” (Ef 5,8). Jednak wielka jest odległość między światłem, które bierze się z oświecenia, i światłem, które oświeca; między ludźmi, którzy przez uczestnictwo w prawdziwym świetle otrzymują to, że świecą, a samym wiecznym światłem, które nie tylko świeci samo z siebie, ale swoją obecnością wystarcza, żeby oświecić każdego, kogo tylko dosięgnie. W porównaniu z prawdziwym światłem nie tylko o jakichś malutkich wybranych, ale także o samym Janie, od którego nie powstał większy między narodzonymi z niewiasty, powiedziano, że nie jest światłem, aby w ten sposób pokazać, że nie jest Chrystusem, z którego go miano. On bowiem – jak jest napisane – „był lampą, która płonie i świeci” (J 5,33). Płonął oczywiście wiarą i miłością, świecił słowem i działaniem. Wylać natomiast łaskę światła na grzeszników należy tylko do tego, o którym jest powiedziane: (12) „Było światło prawdziwe, które oświeca każdego człowieka przychodzącego na ten świat”. „Każdego” czyli tego, kto jest oświecony albo naturalnym geniuszem, albo boską mądrością. Tak jak nikt nie może sam z siebie zaistnieć, nikt nie może też sam z siebie być mądry, ale jest taki, bo oświeca go ten, o którym zostało napisane: „Wszelka mądrość jest od Boga” (Syr 1,1). Następnie Ewangelista opisuje obie Jego natury, czyli boską, w której zawsze i wszędzie pozostaje cały, oraz ludzką, w której ukazał się jako narodzony w czasie i określony miejscem. Mówi bowiem: (13). „Był na świecie, a świat stał się przez Niego, ale świat Go nie poznał. Przyszedł do swojej własności, ale swoi Go nie przyjęli”. Był bowiem na świecie, a świat stał się przez Niego, ponieważ był Bogiem, ponieważ jest cały wszędzie, ponieważ przez obecność swojego majestatu bez trudu sprawuje władzę i bez wysiłku zachowuje, co uczynił. A świat Go nie poznał, ponieważ światło świeci w ciemności i ciemności go nie ogarnęły. W tym miejscu „światem” nazywa ludzi zwiedzionych przez miłość do świata i przez przywiązanie od stworzenia odciągniętych od poznania Stworzyciela. Przyszedł do swojej własności, ponieważ raczył wcielić się pośród ludu Judejskiego, który specjalną łaską silniej z sobą złączył niż pozostałe narody. Był więc na świecie i na świat przyszedł. Był na świecie przez boskość, na świat przyszedł przez wcielenie. „Przybyć” i „odejść” przynależą do człowieczeństwa, „trwać” i „być” do boskości. Ponieważ gdy był w świecie przez boskość, świat Go nie poznał, raczył przyjść na świat przez człowieczeństwo, aby może w ten sposób świat Go rozpoznał; lecz zobaczmy, co następuje: (14). „Przyszedł do swojej własności, ale swoi Go nie przyjęli”. Tego, którego nie rozpoznali jako stwarzającego i rządzącego wszystkim w potędze boskości, nie chcieli przyjąć jako jaśniejącego cudami w słabości ciała. I – co jest poważne – swoi Go nie przyjęli, czyli ludzie, których On sam stworzył. Judejczycy, których szczególnie sobie wybrał za swój lud, którym objawił tajemnice poznania Boga, których ojców otoczył chwałą wspaniałych czynów, którym powierzył naukę swojego Prawa, z których miał – według obietnicy – wziąć sobie ciało i pośród których ukazał się jako wcielony zgodnie z tym, co obiecał, właśnie oni w zdecydowanej większości odmówili przyjęcia Go, gdy przyszedł. Nie wszyscy odmówili, w przeciwnym razie nikt nie byłby zbawiony. Teraz zaś wielu ludzi z każdego narodu przyjmuje Go przez wiarę. O nich wspomina następnie Ewangelista, gdy mówi:
(15) „Wszystkim jednak, którzy Go przyjęli, dał im moc, aby się stali synami Bożymi, tym, którzy wierzą w Jego imię”. Rozważmy, najdrożsi bracia, jak wielka jest łaska naszego odkupienia, jak wielka jest mnogość Jego łagodności. Jako jedyny narodził się z Ojca, ale nie chciał pozostać sam; zstąpił na ziemię, gdzie dobrał sobie braci, którym zdołał przekazać Królestwo swojego Ojca: Bóg narodzony z Boga, a nie chciał pozostać tylko Synem Boga. Raczył także stać się synem człowieka, nie pozbywając się tego, czym był, ale przyjmując to, czym nie był, aby w ten sposób przekształcić ludzi w synów Boga i uczynić ich współdziedzicami swojej chwały: aby to, co On sam zawsze posiadał przez naturę, oni zaczęli posiadać przez łaskę.
Beda Czcigodny, Homilia na Boże Narodzenie
Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.